Staliśmy się nimi po wygranym w nieprawdopodobny sposób meczu z Norwegią. Następnego dnia dwa główne telewizyjne programy informacyjne – w TVP i TVN – zaczęły się od przypomnienia niesamowitej bramki Artura Siódmiaka i słynnej już frazy Bogdana Wenty: „Panowie, mamy dużo czasu”. Dwa dni później podczas imprezy karnawałowej u moich przyjaciół tańce zostały wstrzymane, dopóki wszyscy nie obejrzeli spotkania z Chorwacją. Feta na cześć powracających piłkarzy ręcznych była już tylko konsekwencją tego nagłego szaleństwa. Szczypiorniści zostali przywitani w kraju niczym bohaterowie zwycięskiej wojny.

Czytając w „Rzeczpospolitej” sprawozdanie z tej uroczystości, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że w świętowaniu sukcesów osiągnęliśmy wysoki stopień profesjonalizmu. Naprawdę potrafimy to robić. Wizyta u premiera, spotkanie z ministrem, okolicznościowe mowy, orkiestra dęta z Wołomina, cheerleaderki… No i oczywiście najmocniejsza rzecz: miotacz konfetti załadowany białymi i czerwonymi krążkami.

Problem mamy natomiast z ciągiem dalszym. Jak sięgam pamięcią, nie wykorzystaliśmy żadnego wielkiego sukcesu polskiego sportu, żadnej euforii, która takim wydarzeniom towarzyszyła. Nie powstało nic trwałego po triumfach piłkarzy Górskiego, siatkarzy Wagnera, nie było żadnych efektów Fibakomanii, a nawet Małyszomanii (widać tę pustkę zwłaszcza teraz, gdy mistrz Adam skacze słabiej). Rekordy i medale Otylii Jędrzejczak nie przyspieszyły budowy nowoczesnego basenu w Warszawie. Nie ma się więc co łudzić, że w przypadku piłki ręcznej będzie inaczej i że młodzi ludzie, których zainspirował Artur Siódmiak i reszta dzielnej ekipy Bogdana Wenty, trafią do klubów i zostaną otoczeni fachową opieką.

Chłopak z Pragi, którego widziałem w poniedziałek wczesnym popołudniem, wyjdzie jeszcze raz czy dwa na podwórko, poodbija o ścianę, po czym wróci do kopania piłki. Bohaterowie ostatnich dni zejdą na dalszy plan, a w polskim sporcie powróci szara rzeczywistość, w której najbardziej cenione znów staną się – zgodnie z twierdzeniem Jana Tomaszewskiego – manualne zdolności nogi.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/02/03/andrzej-fafara-prace-reczne/]blog.rp.pl[/link]