Przywykliśmy też do tego, że Wisła gra równie ładnie co nieskutecznie, że lider strzelców Takesure Chinyama jest w stanie zmarnować każdą sytuację, a Legia wpada ze skrajności w skrajność. W pierwszej połowie grała beznadziejnie i powinna stracić więcej goli, w drugiej zasłużyła na strzelenie dwóch albo trzech. Nie przypadkiem zaczęła grać spokojniej, gdy w przerwie zszedł Inaki Descarga. Piłkarz mający za sobą tyle meczów w Primera Division dziś poziomem nie sięga nawet naszej I ligi. Z relacji hiszpańskich gazet wiemy, że podobno dość sprawnie handlował w Hiszpanii meczami. Po jego popisach w czwartek w meczu z Ruchem i w niedzielę z Wisłą wydaje się, że to jedyna rzecz, którą robi sprawnie.
Oprócz tych, którzy trzymali z Wisłą, jedyną naprawdę zadowoloną osobą na stadionie przy Reymonta był Franciszek Smuda. W sobotę jego Lech pomógł sam sobie, wygrywając we Wrocławiu, a w niedzielę Smuda patrzył z loży honorowej jak pomaga mu Wisła, spychając Legię na trzecie miejsce. Drużyna Macieja Skorży zrobiła duży krok do mistrzostwa, ale bez wielkiego ryzyka można napisać, że to raczej nie jest ostatni zwrot w walce o tytuł.
Po tej kolejce pytań o ligę wciąż jest więcej niż odpowiedzi. To ten punkt sezonu, który Alex Ferguson zwykł nazywać „squeaky bum time”: sytuacja zmienia się co tydzień, nie ma już faworytów ani dawców punktów, są tylko zmęczeni i bardziej zmęczeni. Lech i Polonia, choć w połowie tygodnia grały w Pucharze Polski aż do rzutów karnych, w sobotę wygrywają ze Śląskiem i GKS Bełchatów łatwiej, niż ktokolwiek się spodziewał, a Lech robi to w dodatku z Semirem Stiliciem na ławce rezerwowych.
Im dalej w dół tabeli, tym zagadek przybywa, a największa czeka na końcu. Górnik Zabrze, klub, w którym są pieniądze i światowy trener, przegrywa być może decydujący o pozostaniu w ekstraklasie mecz z ŁKS, w którym pieniędzy dawno nie widziano, a trener tej drużyny może przejść nierozpoznany nawet środkiem Piotrkowskiej. Ale w ŁKS jest dobra atmosfera i przekonanie, że ekstraklasę trzeba sobie wyszarpać, bo nikt inny nie pomoże. A piłkarze Górnika ciągle sprawiają wrażenie, jakby byli stworzeni do wyższych celów. W Łodzi przegrali bez walki, bez stylu. Piłkarze kupieni przez Henryka Kasperczaka zimą nie przekonują, inne pomysły trenera też nie. Jak utrzymać drużynę w lidze, pokazuje Ryszard Wieczorek. Przetrwał z Odrą Wodzisław najgorsze, zrobił coś z niczego i po zwycięstwach w dwóch ostatnich kolejkach może być niemal pewny, że zadanie wykonał. W Zabrzu nie wiedzieli, co robią, wyrzucając go jesienią z pracy.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/05/11/pawel-wilkowicz-mistrzowie-do-przerwy/]blog.rp.pl[/link]