Witalij Aleksandrowicz Pietrow – nowy kolega Roberta Kubicy w Renault. Z powodzeniem mógłby grać mistrza zbrodni w filmie szpiegowskim z lat 70. Słowiańskie rysy twarzy, angielski z mocnym rosyjskim akcentem i przenikliwe spojrzenie stalowych oczu doskonale pasują do wizerunku stereotypowego przeciwnika Jamesa Bonda knującego gdzieś za żelazną kurtyną zagładę kapitalistycznego świata.
Rakieta z Wyborga, jak nazywają go w ojczyźnie, nie ma jednak w sobie nic z filmowego czarnego charakteru. Zamiast garnituru i muszki od lat zakłada ognioodporny strój kierowcy, realizując przy pomocy ojca swoją pasję. – Pochodzę ze zwykłej rodziny – mówił dwa lata temu. Zaraz jednak dodał: – Kiedy zainteresowałem się sportem samochodowym, ojciec kupił mi ładę, żebym mógł startować w zawodach.
W Wyborgu (miasto na północy Rosji, koło Sankt Petersburga) nie było torów ani klubów kartingowych. Dlatego też kariera Pietrowa rozpoczęła się dosyć późno, dopiero gdy miał 17 lat. Startował w wyścigach na lodzie, a także w pucharowych zawodach Łady.
Przełomem okazał się rok 2006, gdy w połowie sezonu zadebiutował od razu w serii GP2, przedsionku F1, do którego trzeba przynieść ze sobą budżet rzędu 1,5 mln euro.
Pietrow utrzymuje, że jego kariera toczyła się wyłącznie dzięki rodzinnemu wsparciu, a jednocześnie podczas prezentacji ekipy Renault na dociekliwe pytania dziennikarzy o wpływy swojego ojca w Rosji odpowiadał konsekwentnie, że Aleksander Pietrow nie jest nikim specjalnym. – Robi różne rzeczy – mówił wymijająco.