Główne biuro prasowe, moloch ze szkła i betonu, dopiero budzi się ze snu. Z godziny na godzinę będzie tu przybywać dziennikarzy. Dla wielu z nich Vancouver to stacja końcowa, dla innych tylko przesiadkowa. Tak jak dla Polaków, dla których najważniejsze jest Whistler. Tam, 140 km od Vancouver, o medale walczyć będą Justyna Kowalczyk, Adam Małysz i Tomasz Sikora.
I tam jest śnieg, którego brakuje gdzie indziej. W najbliższym dniach w Vancouver i okolicy nie będzie ataku zimy. Przeciwnie, ma być jeszcze cieplej i bardziej deszczowo. Od czwartku ma już padać codziennie. Jak długo, nikt nie wie. Whistler też ocieplenie nie ominie. W sobotę, gdy skoczkowie będą walczyć o medale, ma być plus 8 stopni i deszcz – na 70 procent, tak przewidują tutejsi meteorologowie.
[srodtytul]Biały transport[/srodtytul]
Pakistański taksówkarz pytany, czy coś się może zmienić, tylko się uśmiecha i mówi, że w lutym zawsze jest deszcz. Tylko dwa lata temu na krótko ścisnął mróz. O tej porze można tu robić letnią olimpiadę, nie zimową – żartuje. W mieście kwitną krokusy, jest wiosna. Ciepły front znad Oceanu Spokojnego sprawia, że Vancouver ma w lutym podobny klimat do np. paryskiego. Czyli śnieg tu bywa, ale na krótko.
Ten rok jest jednak wyjątkowo ciepły. Co to oznacza dla olimpijskich przygotowań, widać w telewizyjnych dziennikach i w gazetach. W niektórych miejscach jest zbyt ciepło nawet dla armatek produkujących sztuczny śnieg. Organizatorzy przenoszą więc biały ładunek z jednej góry na drugą za pomocą helikopterów i potężnych dźwigów. Ogromne ciężarówki wiozą go tam, gdzie jest szaro od błota, czasami z miejsc odległych nawet o 300 km.