Przepraszam wszystkich wielbicieli mistrza z Wisły, ale jest on jak literat radziecki Surkow, który podczas wizyty w Warszawie spytał Antoniego Słonimskiego, gdzie mógłby się wysikać. – Pan? Wszędzie – odparł Słonimski.

[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/02/23/lataj-adam-ile-chcesz/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]

Cokolwiek więc teraz Małysz zrobi, naród będzie zachwycony. U mnie pan Adam nie może liczyć na tak ogromny kredyt, ale jedno wywalczył sobie bezsprzecznie. Może skakać, jak długo chce, a ja nie pisnę złego słowa, nawet jeśli zacząłby rozmieniać swoją wielką sławę na drobne.

Rok temu, gdy Małysz zbierał cięgi, zachęcałem go, by rozważył zakończenie kariery („Nie leć, Adam, nie leć"). On odpowiedział wszystkim ludziom małej wiary w sposób godny wielkiego mistrza. Pozbierał się, odważył się odejść z kadry, nawiązał współpracę z trenerem, do którego miał zaufanie, i znów dotarł na szczyt. Ten ostatni rok w życiu Małysza budzi mój najwyższy szacunek. Znacznie większy niż lata, w których wygrywał konkurs za konkursem. Lataj więc Adam, ile chcesz. Igrzyska olimpijskie w Soczi w 2014 roku? Dlaczego nie. Mistrzostwa świata w Zakopanem w następnym sezonie? Proszę bardzo. Możliwości, jakie miał w Polsce radziecki literat Surkow ponad pół wieku temu, wydają się skromne w porównaniu z dzisiejszymi plenipotencjami Małysza.