Większość mistrzów najdłuższego biegu zasłużyła na to określenie. Z reguły byli niezwykłymi ludźmi, takimi, którzy chcą i potrafią po sobie zostawiać ślad. Kiedy mówi się o najwytrwalszych z najwytrwalszych, to pierwszym nazwiskiem z reguły jest Bjoern Daehlie, który wygrał dwa razy: najpierw w Albertville i sześć lat później w Nagano.
Gdy we Francji Daehlie biegł na 50 km stylem dowolnym, prowadził od startu do mety. Przyjechał po olimpiadzie do rodziców w Nannestad, zobaczył przed domem pięć kół olimpijskich ułożonych z 1568 czerwonych róż, a obok księgę honorową z nazwiskami 1568 miłośników jego talentu. W Japonii słynny Norweg zdobył złoto znacznie większym wysiłkiem, za metą padł niemal nieprzytomny i cucono go ponad 5 minut. Był już żywą legendą biegania, poprawiał tylko własne rekordy medalowe. Jego główny rywal na 50 km Szwed Niklas Jonsson też padł obok mistrza i coś szeptał mu do ucha. Dziennikarze dowiedzieli się, że było to pytanie: – Nie mogłeś pobiec o 9 sekund wolniej?
Niemal każdy bieg olimpijski na 50 km stawał się opowieścią z morałem, historią poświęcenia i hartu ducha. Czasem dramatycznym podsumowaniem lat wyrzeczeń. W 1994 roku w Lillehammer premier norweski przybył na metę biegu, by zobaczyć wydarzenie, które zapowiadał jako „perfekcyjne zakończenie wspaniałych igrzysk”. Nie zobaczył jednak sukcesu Daehlie, ale zwycięstwo Władymira Smirnowa, Rosjanina z Kazachstanu, później mieszkańca Szwecji. Smirnow był świetnym biegaczem, walczył ramię w ramię ze słynnym Norwegiem nie raz. Pamiętano, że rok przed tamtymi igrzyskami przegrał w mistrzostwach świata bieg o czubek buta, który Daehlie zdążył wysunąć na linii mety.
Twardy Kazach w Lillehammer znów dwa razy był drugi za norweskim mistrzem na krótszych dystansach, mało kto wierzył, że w najdłuższym biegu coś się zmieni, tym bardziej, że była to zwykle jego najsłabsza konkurencja. Jednak świat zobaczył, jak Smirnow do 40 km biegnie bez wiary, a potem nagle przyspiesza i zdobywa złoto olimpijskie. Pierwsze i jedyne w karierze.
Olimpijskie bieganie na 50 km zaczęło się wraz z początkiem zimowych igrzysk, już w 1924 roku w Chamonix. Nikogo nie zdziwiło, że tę historię zaczęli pisać Norwegowie, zajęli cztery pierwsze miejsca, mistrz Thorleif Haug potrzebował na dotarcie do mety trzech godzin i trzech kwadransów. Był władcą absolutnym, wygrał także bieg na 18 km, kombinację norweską, tylko w skokach zajął trzecie miejsce.