Po dramatycznym wyścigu, którego negatywnymi bohaterami byli sędziowie, Robert Kubica opuszcza Walencję z dziesięcioma punktami za piątą lokatę. W klasyfikacji mistrzostw świata Polak awansował na szóste miejsce.
Dwie poprzednie edycje zawodów na ulicznym torze wokół portu w Walencji były śmiertelnie nudne. Do trzech razy sztuka – w niedzielne popołudnie akcji na torze i poza nim było aż nadto. Wszystko za sprawą Marka Webbera, który po fatalnym pierwszym okrążeniu spadł z drugiego miejsca na dziewiąte i dość szybko zjechał do alei serwisowej po twarde opony. Wrócił na tor za Heikkim Kovalainenem i w najszybszej sekcji toru wbił się w tył zielonego Lotusa.
Red bull Australijczyka wzbił się w górę i przez chwilę kierowca mógł podziwiać piękne, błękitne niebo nad Walencją. Auto obróciło się w powietrzu, uderzyło osłoną silnika w asfalt, spadło na koła i z impetem wbiło się w barierę z opon. Webber natychmiast wyskoczył z kokpitu, a sędziowie wysłali do akcji samochód bezpieczeństwa.
W tym samym czasie na drugim końcu prostej startowej rozegrał się dramat kierowców Ferrari. Jadący przed Alonso Lewis Hamilton wyprzedził wyjeżdżający właśnie z alei serwisowej samochód bezpieczeństwa, a Hiszpan posłusznie zwolnił i pozostał za srebrnym mercedesem.
Sędziowie długo analizowali przekroczenie przepisów przez Hamiltona i kiedy informacja o ich działaniach pojawiła się na monitorach, wyścig był już wznowiony. Kierowca McLarena jechał jak cień za liderującym Sebastianem Vettelem, a pogoń wstrzymywał Kamui Kobayashi. Jadący za nim Button, Barrichello i Kubica z konieczności utrzymywali jego tempo, bo wyprzedzanie na ulicznym torze nie należy do najłatwiejszych zadań. Dzięki kierowcy Saubera oraz wyjątkowej opieszałości sędziów, Hamilton uzyskał wystarczającą przewagę nad grupą pościgową, aby po odbyciu karnego przejazdu przez boksy powrócić na tor na drugiej pozycji.