[link=http://blog.rp.pl/fafara/2010/07/01/huzia-na-jozia/]Skomentuj na blogu [/link]
Gdziekolwiek się pokaże, wszyscy suszą mu głowę w sprawie unowocześnienia sposobu sędziowania. Zamiast spokojnie oddać się przyjemnościom wynikającym z pełnienia zaszczytnej funkcji – bywać na rautach, wymieniać uśmiechy i oglądać mecze – Herr Sepp musi odpierać zmasowane ataki mediów oraz swoich wrogów wewnątrz federacji.
Ani trochę Blatterowi nie współczuję. Herr Sepp nie kiwnął palcem, żeby takiej sytuacji zapobiec, więc może nie nadaje się na swoje stanowisko – bez wątpienia jedno z najważniejszych we współczesnym świecie. Powtórzę za wszystkimi: trzeba coś z tym sędziowaniem zrobić, przynajmniej podczas wielkich imprez, które oglądają miliony ludzi i które przynoszą olbrzymie zyski. Niech sobie juniorzy w Polsce czy w Nigerii grają bez obecności kamer i bez czipów. Niech istnieje – jak w muzyce – futbol bez prądu. Natomiast w mistrzostwach świata unowocześnienie sposobu sędziowania stało się po prostu koniecznością.
Krucjata na rzecz zmian nie podoba mi się z jednego tylko powodu. Spora część piłkarskich krzyżowców traktuje sędziów z wyższością, bezpardonowo ich atakuje i poniża.
Robią to piłkarze, z których każdy popełnia od czasu do czasu katastrofalny błąd (np. w meczu Argentyna – Meksyk obrońca pokonanych Ricardo Osorio w banalnej sytuacji podał piłkę rywalowi, powodując utratę gola). Robią to sprawozdawcy, którzy w podnieceniu i pośpiechu plotą niekiedy duby smalone. Robią to trenerzy, którym zawodowe potknięcia zdarzają się równie często jak arbitrom.