To czwarte mistrzostwa Europy pływaków w stolicy Węgier. Te ostatnie, cztery lata temu, zakończyły się największym polskim sukcesem (osiem medali, w tym pięć złotych, dwa srebrne i brązowy), ale już wtedy trener Paweł Słomiński ostrzegał, że nasze pływanie nie jest potęgą. O jego prawdziwej wartości przekonaliśmy się dwa lata później na igrzyskach w Pekinie, skąd Polacy wrócili bez medalu.
Dziś w kadrze nie ma już Otylii Jędrzejczak, która w Budapeszcie była naszą największą gwiazdą (dwa złote medale i srebrny w sztafecie). Nie podjęła jeszcze decyzji o zakończeniu kariery, ale świat uciekł jej tak daleko, że chyba się nie zdecyduje na pogoń. Nie ma też Katarzyny Baranowskiej, która w stylu zmiennym byłaby teraz naszą wielką nadzieją. Cztery lata temu zdobyła dwa medale, srebrny i brązowy.
W zupełnie innej roli jest w Budapeszcie złoty medalista na 50 m stylem dowolnym Bartosz Kizierowski, który został trenerem. Kto wie, czy jego uczeń Konrad Czerniak godnie go nie zastąpi. Pochodzący z Puław kraulista i delfinista wyjechał do Hiszpanii, by trenować z Kizierowskim do ubiegłorocznych mistrzostw świata w Rzymie, i był to strzał w dziesiątkę.
W mistrzostwach Europy Czerniak wystartuje na 50 m stylem dowolnym , 100 m stylem motylkowym, w sztafecie 4x100 m kraulem i za każdym razem ma szansę na finał, a indywidualnie motylkiem, kto wie, może nawet na podium.
Rok temu w Rzymie tym, który obok Czerniaka dawał nadzieję na lepszą przyszłość, był grzbiecista Radosław Kawęcki. Teraz już niestety tak szybko nie pływa.