Zmiana barw klubowych to ekscytujące, ale niełatwe wyzwanie dla Marcina Gortata. Po przejściu z Orlando do Phoenix Polak znalazł się w nowym otoczeniu i w nowej roli. Już nie może się tłumaczyć, że jest wiecznym rezerwowym, że przeznaczono go tylko do zadań specjalnych, że ma się koncentrować na stawianiu zasłon, walce o zbiórki i pomaganiu w obronie, a w ataku jest ostatnim graczem zespołu, do którego trafia piłka.
W drużynie Suns nie ma Dwighta Howarda, którego pozycja była nie do podważenia. Do Arizony Gortat został sprowadzony jako istotne wzmocnienie siły podkoszowej Suns. Wszyscy w nowym klubie podkreślają, że liczą na jego warunki fizyczne i umiejętności defensywne, ale także sprawność i szybkość przy przechodzeniu do kontrataku. Trudno to wszystko zademonstrować w drugim meczu po przyjściu do zespołu, nie znając dobrze jego zagrywek, ale współpraca polskiego środkowego z rozgrywającymi Suns powinna przynieść korzyści drużynie i samemu polskiemu jedynakowi w NBA.
Już w pierwszych oficjalnych wypowiedziach w nowym klubie Marcin mówił o nadziejach, jakie wiąże ze wspólną grą ze Steve’em Nashem, czołowym podającym i jednym z najinteligentniejszych graczy NBA. A przecież jest tu także utalentowany Słoweniec Goran Dragić, który u boku Kanadyjczyka wyrasta na równie efektywnego i widowiskowo grającego asystenta.
Po ostatnich roszadach kadrowych Gortat, który w tym sezonie zarobi ponad 6,3 mln dolarów, jest w nowej drużynie czwartym zawodnikiem, jeśli chodzi o roczną gażę: za Vince’em Carterem (ponad 17,5 mln dol.), Nashem (ponad 10,3 mln) i Joshem Childressem (6,5), którego kibice w Polsce pamiętają z pojedynków Asseco Prokomu Gdynia z Olympiakosem Pireus w tegorocznym ćwierćfinale Euroligi. Taka pozycja Gortata w finansowej hierarchii zobowiązuje.
Rywalem Suns jest zespół Los Angeles Clippers z rewelacyjnym debiutantem Blakiem Griffiniem, który niemal każdą akcję kończy potężnym wsadem i już uważany jest za mistrza tego rodzaju zagrań. Gortat spotkał się z nim twarzą w twarz w swoim przedostatnim meczu jako zawodnik Orlando. 12 grudnia w Los Angeles Magic wygrali 94:85. Polski środkowy przebywał na parkiecie 24 minuty, zdobył cztery punkty, miał dziewięć zbiórek i asystę, ale porównanie z Griffinem wygląda mało korzystnie. 21-letni Amerykanin w 42 minuty zdobył 27 punktów, miał 16 zbiórek, pięć asyst i blok.