Po kilku dniach szyja odpada

Polski kierowca, który w ostatni weekend zwyciężył w najtrudniejszym po Dakarze rajdzie terenowym świata — rosyjskim Silk Way Rally (Rajd Jedwabnego Szlaku), opowiada „Rz" o wrażeniach z rajdu oraz o swojej i innych kierowców filozofii ścigania.

Publikacja: 22.07.2011 03:16

Po kilku dniach szyja odpada

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Po raz drugi ścigał się Pan w Rosji. Rok temu zimą w okolicach St. Petersburga zwyciężył Pan w Baja Russia Northen Forrest. Wtedy jednak komisja odebrała Panu zwycięstwo, w wyniku czego wygrał Rosjanin, którego Pan wyprzedził o minutę. Tym razem wygrał Pan o prawie dwie godziny z utytułowanym kolegą ze wspólnego zespołu X-raid Stephanem Peterhansel'em. Obyło się bez ingerencji komisji. Rosjanie nauczyli się grać fair?

Rzeczywiście to były dwa różne rajdy. Silk Way to rajd dający świetne przygotowanie do Dakaru. Dlatego razem ze Stephanem namawialiśmy długo naszego szefa Sven'a Quandt'a (zespół X-raid — red), żeby do Rosji pojechać. Zgodził się, a my jechaliśmy tam, by testować samochody i ustawienia. Taki był główny cel i został osiągnięty. Rajd był morderczy. Prawie 4000 km w siedem dni. Wszystkie rodzaje nawierzchni znane z Dakaru i jeszcze więcej — szuter, glina, błoto, stepy porosłe trzciną wyższą niż samochód. W tym lesie trzcin był wycięty tunel, którym się gnało 180 km/h myśląc, co by było, gdy nagle coś z trawy wyskoczyło. Trzeba więc było przełamywać swoje lęki i ryzykować dużo. Ale to jest sport, w którym bez ryzyka nie da się zwyciężać.

Strach pomaga czy utrudnia ściganie?

Tylko idioci się nie boją. Potrzebna jest odporność psychiczna. Ja umiem się bać. Wiem, że strach pomaga nie przekraczać pewnych granic. Mam też instynkt, który mnie dotąd nie zawiódł.

A inni mistrzowie Dakaru — Carlos Sainz, Peterhansel, Nasser Al-Attiyah?

Stephane to cudowne zwierzę pościgowe, urządzenie do ścigania; ambicji Carlosa starczyłoby dla dwudziestu ludzi; Giniel de Villiers z RPA jest skromnym chłopaczkiem pięknie walczącym; Nasser to świetna technika połączona z lekkością jazdy i ogromną charyzmą.

Dla mnie fenomenem ścigania jest Sebastian Loeb. Kierowca, który w rajdach WRC nie pozwala wygrywać innym przez ostatnie siedem lat, ale też wyraźnie tym wygrywaniem znużony. Czyli można się ściganiem znudzić, wypalić...

Nie da się iść tak długo na najwyższych obrotach. Za pozostanie w WRC Volkswagen proponował Loebowi kosmiczną dwucyfrową gażę. Ale Loeb zdecydował, że odchodzi. Wcześniej nie wytrzymał Fin Marcus Gronholm. Teraz chciałby wrócić, ale to jest taki sport, gdzie jak odejdziesz na chwilę, to już nie wrócisz z takim tempem. Mam tego świadomość.

I nikomu się ten powrót nie udał. Schumacher, który po zdobycia siedmiu tytułów mistrza świata F1, wrócił do Formuły po 3 latach — jedynie statystuje.

A ja pamiętam przypadek Juha Kankkunena, który wrócił i jeszcze huknął jednego mistrza świata. To jest mój idol. Jeździ swobodnie, finezyjnie, jakby z cygarem w ustach.

Dlaczego Finowie to tacy dobrzy kierowcy?

To kwestia psychiki. Jakby gdzie indziej niż my, mieli schowane lęki. Do tego dochodzi pozytywne myślenie.

Wracamy do Rosji. Wygrał Pan i jeszcze nikt nie wypaczył wyników.

Bardzo się cieszę. Przed rajdem mierzyłem wprawdzie w podium, ale nie aż tak wysokie. Wydaje się, że Rosjanie wyciągnęli wnioski. W tym roku były np. skargi, że wielu kierowców za szybko pokonuje dojazdówki. Organizatorzy postawili więc radar i godzinną karę dostał prowadzący wśród ciężarówek Firdaus Kabirow, który swoim kamazem gnał 140 km/h przez miasto. W wyniku tego wygrał Czech Karel Laprais. Rosjanie przełknęli tę pigułkę. Podobnie jak to, że polska załoga w niemieckim samochodzie, wygrała na rosyjskiej ziemi. Podczas dekoracji w Soczi klaskali, a nie gwizdali, choć to był dla nich bardzo ważny rajd, zjechała się polityczna wierchuszka i ważni kierowcy jak Witalij Pietrow. To wszystko świadczy, że ten świat się zmienia, że zaczyna się łączyć.

Nieodłącznym elementem Dakaru są kibice. Jak było w Rosji, co na Panu zrobiło wrażenie?

Z kibicami kontaktu nie było, bo nocowaliśmy na lotniskach wojskowych, pilnowanych i ogrodzonych. Nikt tam kibiców nie wpuszczał. Moskwa to niewyobrażalne kontrasty, z bentleyami, porsche, ferrari, lamborghini na ulicach i bezkarnością ich posiadaczy. Pamiętam dwóch facetów w słomkowych kapeluszach jadących rolls royce'm na bosaka i zygzakiem. Próbował ich zatrzymać policjant. Został zrugany i potulnie odszedł.

Z kolei Soczi, gdzie mieliśmy dekorację, to jeden wielki plac budowy i byliśmy przerażeni, jak to będzie podczas olimpiady. Na lotnisku chaos, bo poodwoływano wcześniejsze rejsy. Nagle przestały się pojawiać komunikaty po angielsku. Zaczęli upychać ludzi w innych samolotach. Gdyby mnie nie wyciągnął z kolejki znajomy Rosjanin, mówiąc kontroli, że to jest „pabieditiel" (zwycięzca-red), to bym tam do dziś stał.

Jak ważna jest w rajdzie terenowym rola pilota?

Ważniejsza niż w rajdach drogowych, gdzie pilot po prostu czyta drogę. W Rosji były dziesiątki dróg polnych w różne strony. Jean Marc (Fortin — red) wiedział, w którą skręcić, ale trudno było przekazać po angielsku np. „lekko z górki, trzymaj prawą, druga w lewo", przy prędkości 130 km/h, gdy auto fruwa na dziurach i wykrotach. I nad tym musimy popracować, podobnie jak nad kondycją na najbliższy Dakar. Samochody są już niezwykle wytrzymałe. Problemem staje się nasz układ kostny. Po dwóch, trzech dniach szyja odpada; nie jesteś w stanie wytrzymać bólu, który wywołują uderzenia auta w dziury i wyboje przy prędkości 100 km/h

Rosjanie coraz bardziej liczą się w rajdach?

Na pewno rozkochali się w sportach motorowych. W ubiegłym roku Putin ściskał ręce wszystkich na mecie Silk Way. W tym podobno miał być Miedwiediew, ale zatrzymała go katastrofa promu na Wołdze. W ciężarówkach Rosjanie rządzą od lat. Teraz pojawili się świetni kierowcy osobówek. Zaprosiłem ich do nas na tegoroczny rajd Baja do Szczecina. Rosjanie stawiają na F1, na żużel, chcą mieć u siebie WRC. No i chcieliby, żeby Dakar się przeniósł do Rosji. Widać, że ambicje mają duże, więc warto tam być i obserwować, jak to się rozwinie.

Po raz drugi ścigał się Pan w Rosji. Rok temu zimą w okolicach St. Petersburga zwyciężył Pan w Baja Russia Northen Forrest. Wtedy jednak komisja odebrała Panu zwycięstwo, w wyniku czego wygrał Rosjanin, którego Pan wyprzedził o minutę. Tym razem wygrał Pan o prawie dwie godziny z utytułowanym kolegą ze wspólnego zespołu X-raid Stephanem Peterhansel'em. Obyło się bez ingerencji komisji. Rosjanie nauczyli się grać fair?

Rzeczywiście to były dwa różne rajdy. Silk Way to rajd dający świetne przygotowanie do Dakaru. Dlatego razem ze Stephanem namawialiśmy długo naszego szefa Sven'a Quandt'a (zespół X-raid — red), żeby do Rosji pojechać. Zgodził się, a my jechaliśmy tam, by testować samochody i ustawienia. Taki był główny cel i został osiągnięty. Rajd był morderczy. Prawie 4000 km w siedem dni. Wszystkie rodzaje nawierzchni znane z Dakaru i jeszcze więcej — szuter, glina, błoto, stepy porosłe trzciną wyższą niż samochód. W tym lesie trzcin był wycięty tunel, którym się gnało 180 km/h myśląc, co by było, gdy nagle coś z trawy wyskoczyło. Trzeba więc było przełamywać swoje lęki i ryzykować dużo. Ale to jest sport, w którym bez ryzyka nie da się zwyciężać.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium