Reklama
Rozwiń
Reklama

Relacja Mikołaja Sokoła z Silverstone

Deszcz podczas treningów to zawsze zła wiadomość dla kibiców Formuły 1: zespoły oszczędzają skromny przydział bieżnikowanych opon przysługujący na każdy weekend, zatem kierowcy z reguły spędzają czas w garażu, a nie na torze

Aktualizacja: 07.07.2012 12:59 Publikacja: 07.07.2012 12:49

Lewis Hamilton

Lewis Hamilton

Foto: AFP

Korespondencja z Silverstone

Na domiar złego tysiące brytyjskich fanów, zjeżdżających na Silverstone z całego kraju, musiało się zadowolić słuchaniem komentarza w swoich samochodowych radiach, bo w piątkowy poranek drogi dojazdowe do toru były kompletnie zablokowane. Odpowiednie zarządzanie ruchem na wąskich trasach wokół wioski Silverstone zawsze było zmorą organizatorów. Jednak nigdy nie było tak źle: w piątek rano na pokonanie piętnastu kilometrów z miasteczka Northampton trzeba było przeznaczyć dwie i pół godziny.

Przedstawiciele toru tłumaczyli, że winić trzeba pogodę. Porządkowi nie wpuszczali kibiców na rozmokłe pola namiotowe, rozjeżdżone przed trzema tygodniami, kiedy w podobnych warunkach atmosferycznych rozgrywano na Silverstone rundę motocyklowych mistrzostw świata. Od wczesnych godzin porannych policja mogła tylko bezradnie patrzeć na wydłużające się sznury samochodów.

Po kierowców startujących w niższych seriach, które mają swoje treningi jeszcze przed pierwszą sesją dla zawodników Formuły 1, wysyłano skutery, bo tylko takim środkiem lokomocji można było dotrzeć na czas. Tych, którzy odstali swoje w korku i wreszcie dotarli na trybuny, pocieszyć mógł tylko najlepszy czas dnia uzyskany przez Lewisa Hamiltona. W obu półtoragodzinnych sesjach treningowych kierowcy spędzili więcej czasu w garażu niż na torze, przejeżdżając w każdej półtoragodzinnej sesji najwyżej kilkanaście okrążeń.

– Naprawdę szkoda mi kibiców – mówił po treningach Mark Webber. – Nie był to najlepszy dzień jeśli chodzi o ilość akcji na torze, ale musimy oszczędzać opony na resztę weekendu. Jest szansa, że będziemy ich potrzebować. Czapki z głów przed fanami, którzy wspierali nas w tych potwornie trudnych warunkach. Na każdy wyścigowy weekend kierowcy mają do dyspozycji po trzy komplety opon deszczowych i cztery przejściowych – z płytszym bieżnikiem, na przesychający lub lekko wilgotny tor.

Reklama
Reklama

Łatwo wyliczyć, że przy utrzymujących się przez wszystkie trzy dni opadach deszczu można skorzystać maksymalnie z jednego zestawu „deszczówek" dziennie. Jeśli pada podczas piątkowych treningów, kierowcy otrzymują dodatkowo po jednym zestawie ogumienia przejściowego właśnie do wykorzystania w treningach, ale w ten weekend nie ma to większego znaczenia: było tak mokro, że i tak jeżdżono głównie na oponach w pełni deszczowych.

Jednak samo zwiększenie limitu dostępnych opon nie rozwiąże problemu kibiców, którzy mokną na trybunach i oglądają pusty tor. Bob Fernley z zespołu Force India, którego kierowcy w porannej sesji nie przejechali ani jednego pomiarowego okrążenia, zwraca uwagę na to, że jazda w trudnych warunkach atmosferycznych jest niepotrzebnym ryzykiem.

– Jako zespół czujemy się oczywiście winni, że nie jeździliśmy dla kibiców, ale z drugiej strony nie przyniosłoby to nam żadnej korzyści – tłumaczy Fernley. – Nawet gdybyśmy mieli więcej opon, to też byśmy nie jeździli, bo wiąże się z tym za duże ryzyko. Wolimy zachować ostrożność. W sobotę i niedzielę nie będzie już jednak wyjścia: z udziału w kwalifikacjach i wyścigu zrezygnować nie można. Wówczas może się okazać, że w lepszej sytuacji będą ci, którzy w piątek uczyli się na błędach – jak Bruno Senna, który rozbił swojego Williamsa w szybkiej sekcji toru, albo Fernando Alonso, który uszkodził przód Ferrari w końcówce drugiej sesji.

Mimo że ich mechanicy mieli sporo pracy przy odbudowaniu zniszczonych samochodów, kierowcy zdołali się zorientować, które partie toru stają się szczególnie zdradliwe przy padającym deszczu. W sporcie, w którym o sukcesie lub porażce decydują ułamki sekund, trzeba dobrze wiedzieć, gdzie o ten czas powalczyć bez ryzyka wypadnięcia z toru i rozbicia maszyny.

Deszcz przestał padać dopiero późnym popołudniem, kiedy do akcji ruszyli kierowcy Porsche Supercup. Przebijające się zza chmur słońce wysuszyło fragmenty toru i w takich warunkach Kuba Giermaziak popisał się najlepszym czasem treningu, pokonując o ponad pół sekundy lokalnego bohatera Seana Edwardsa.

W pierwszej dziesiątce zmieściło się jeszcze dwóch Polaków: Robert Lukas, podbudowany zdobytym w Walencji pierwszym w karierze podium, uzyskał piąty czas, a siódmy był zespołowy kolega Giermaziaka z Verva Racing Team, tegoroczny debiutant Patryk Szczerbiński. Mateusz Lisowski uzyskał 21. rezultat w stawce 25 kierowców.

Sport
Iga Świątek, Premier League i NBA. Co obejrzeć w święta?
Sport
Ślizgawki, komersy i klubowe wigilie, czyli Boże Narodzenia polskich sportowców
Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama