135 lat temu, 9 lipca 1877 roku, rozpoczął się pierwszy turniej tenisowy w Wimbledonie. Fragment tekstu z archiwum tygodnika Uważam Rze
Tradycja ogarnia właściwie wszystko, od kolejki po bilety, białe stroje, honorowych stewardów i zwyczaje niespotykane nigdzie indziej. Wbrew światu organizatorzy wytrwali przy trawie, która stała się przeżytkiem gdzie indziej (nawet mistrzostwa Francji miały swoją wczesną erę trawiastą, której finałem był turniej z 1925 r.).
W Londynie trawniki wciąż stanowią magnes. W tej trawie, koszonej do wysokości ośmiu milimetrów, jest pewna tajemnica. Do 2001 r. wysiewano tam mieszankę angielskiego rajgrasu i kostrzewy czerwonej. Nieraz narzekano, że korty są za śliskie, wycierają się, nie dają równych szans. W Brytyjskim Instytucie Badania Nawierzchni Sportowych przeprowadzono testy, po których na kortach został sam rajgras, bardziej odporny i sztywny, dający wyższe i wolniejsze odbicie piłki. Mistrzowie potężnego serwisu stracili dużą część przewagi. Zwycięstwa Rafaela Nadala nad Rogerem Federerem mają zatem początek w ogródku naukowców.
W Wimbledonie nowoczesność robi jednak swoje, ale angielski konserwatyzm każe najpierw obserwować innych, potem podejmować śmiałe decyzje. Zarobki kobiet i mężczyzn wyrównano tu najpóźniej. Wcześniej obowiązywała reguła Johna Newcombe'a: „Damy są tu po prostu świeczkami na torcie".
Dach nad kortem centralnym pojawił się w 2009 r., po Melbourne i Nowym Jorku. Ostatnie drewniane budynki zniknęły dyskretnie w 2010 r. Zastąpione zostały kolejnymi obiektami z szarozielonego betonu błyskawicznie zasłanianego bluszczem, by nawiązać do dawnych lat.