Piłkarze są mądrzy, dogadamy się

Waldemar Fornalik, nowy trener reprezentacji Polski, o tym, dlaczego wierzy, że zespół stać na więcej, niż pokazał podczas Euro

Aktualizacja: 11.07.2012 06:07 Publikacja: 11.07.2012 03:36

Waldemar Fornalik. Urodził się 11 kwietnia 1963 roku w Myślenicach. Absolwent AWF w Katowicach. Grał

Waldemar Fornalik. Urodził się 11 kwietnia 1963 roku w Myślenicach. Absolwent AWF w Katowicach. Grał w obronie, przez całą karierę związany z Ruchem Chorzów. Prowadził Polonię Bytom, Górnika Zabrze, Odrę Wodzisław, Polonię Warszawa i Widzew Łódź. Z Ruchem w ostatnim sezonie wywalczył wicemistrzostwo Polski i awansował do finału Pucharu Polski

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Rz: Panie Waldku, pan się nie boi?

Waldemar Fornalik: Taki jest zawód trenera. Jeśli ktoś ma strach w genach, nie powinien podejmować się tej pracy. Oczywiście obawa istnieje zawsze przed meczem, pojawiają się wątpliwości. Nie wierzę, że jest jakiś trener, który uczciwie podchodzi do zawodu zupełnie bez emocji.

To prawda, że w trakcie głosowania zarządu PZPN przycinał pan żywopłot u siebie przed domem?

Tak.

To sposób na presję?

Nie było decyzji PZPN, nie wiedziałem, co się wydarzy, więc postanowiłem działać według planu. Harmonogram na wtorek przewidywał godzinę prac w ogrodzie, nie było sensu go burzyć i czekać przed telewizorem na jakieś wiadomości z Warszawy.

Dotarło już do pana, jak bardzo się teraz zmieni pana życie?

Zdaję sobie z tego sprawę, wszystko powoli do mnie dociera. Nie zostałem jakimś nadtrenerem, ale wiem, że selekcjoner jest najczęściej weryfikowany przez media i oceniany przez kibiców. Nie będę z tym walczył, to będzie moja codzienność.

Marzył pan o tym, żeby zostać selekcjonerem reprezentacji?

Nie ma trenera, który zaczynając pracę, nie ma gdzieś tam w odległych marzeniach, że kiedyś dostanie do rąk najważniejszą drużynę w kraju. Rzeczywiście czekałem na ten dzień. Jeśli ktoś mówi, że nie interesuje go praca z kadrą, nie za bardzo mu wierzę. Reprezentacja to wielka sprawa.

Wybrał pan dziwną drogę na szczyt. Mało było pana w mediach, nie prowadził pan kampanii, nie wybrali pana kibice.

I mam z tego powodu satysfakcję. Nie lobbowałem, nie zabiegałem, nie chciałem tej posady za wszelką cenę. A mimo to ktoś uznał, że powinienem dostać teraz szansę i z tego powodu mogę być tylko bardzo zadowolony. Moja droga jest inna, ale to nie znaczy, że gorsza. Chyba nie mam się czego wstydzić.

Podobno PZPN wybrał pana, żeby sobie podporządkować selekcjonera i mieć na niego wpływ.

Nie wiem, skąd takie opinie. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem człowiekiem otwartym na dyskusję, analizy, ale nigdy, w żadnym klubie, w którym pracowałem, nie było tak, że ktoś mi coś narzucił. Wszystkie decyzje podejmowałem suwerennie, nikt nigdy nie próbował mnie ułożyć tak, żebym wykonywał polecenia.

Nie ma pan wielu sukcesów w życiorysie. Nie było pana w Legii, Wiśle, Lechu, a teraz nagle reprezentacja. Nie za wysokie progi?

Z tym brakiem sukcesów i presji to się nie mogę zgodzić. Duża presja była w Polonii Warszawa, gdzie pod rządami Józefa Wojciechowskiego pracowałem przez rok. Nie można porównywać pracy asystenta z pierwszym trenerem, ale przecież byłem także w Wiśle Kraków. W Górniku Zabrze też łatwo nie było. Powiedzmy, że w każdym klubie jest presja wokół drużyny, niezależnie od celu, o jaki walczy. Braku odporności na ciśnienie nie można wpisywać na listę zarzutów wobec mnie.

Franciszek Smuda mówił, że jego kadra będzie grała pach-pach, a piłeczka będzie chodziła miodzio. Jakie jest pana motto?

Za wcześnie na takie deklaracje. Muszę przeanalizować grę kadry pod każdym kątem. Nie wystarczy zobaczyć na żywo kilku meczów, trzeba wejść do środka, wdać się w szczegóły. Wtedy będę wiedział, nad czym pracować. Nie stawiam na obronę czy atak. Stawiam na dobre proporcje.

Wie pan, jak trafić do piłkarzy reprezentacji?

W klubach mi się udawało, myślę, że w kadrze będzie podobnie. Liczę na piłkarzy. Wierzę, że podejdą do sprawy odpowiedzialnie, wiedząc, że reprezentacja to najważniejsza drużyna w kraju. Chodzi o to, żeby ludzie ze stadionu wychodzili z przekonaniem, że niezależnie od wyniku drużyna tego dnia zrobiła wszystko, na co było ją stać.

Rzeczywiście pan w ogóle nie krzyczy?

W mediach pojawiły się jakieś nieprawdziwe informacje, ktoś puścił je w środowisku i tak krążą. Nie chcę z tym polemizować, ale uważam, że potrafię zachować się odpowiednio w każdej sytuacji. Oczywiście, że potrafię uderzyć pięścią w stół, ale nie będę teraz niczego udowadniał na siłę. Różnie rozkładam akcenty, nie jest tak, że tylko milczę albo mówię bardzo cicho. Potrafię podnieść głos, ale żeby działało, nie mogę przecież krzyczeć bez przerwy.

Podobno jest pan maniakiem taktyki.

Maniakiem nie, ale uważam, że taktyką można uwypuklić zalety i przykryć wady drużyny. Staram się jednak zwracać uwagę na wszystkie elementy przygotowania piłkarzy, również pod względem fizycznym.

Razem z Orestem Lenczykiem jesteście uczniami doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. Teraz nie będzie pan jednak miał piłkarzy w okresie przygotowawczym.

To nie jest problem. Przecież powołam zawodników do kadry w trakcie sezonu, do gry powinni być przygotowani w swoich klubach. Faktycznie nie będzie czasu, żeby pracować nad wytrzymałością, a przede wszystkim nie da się niczego od podstaw ukształtować.

To będzie kadra autorytarna czy kadra dialogu?

Zobaczymy w trakcie pracy.

Boi się pan trudnych charakterów?

Nie może być tak, że drużyna to sami grzeczni i spokojni ludzie. Zawodnik może być krnąbrny, może mieć trudny charakter, ale musi też mnie słuchać i podporządkować się reprezentacji. No i oczywiście dużo jej dać na boisku.

Artur Boruc, Michał Żewłakow czy Sławomir Peszko dostaną powołania?

Nie odpowiem teraz, nie znam okoliczności, w jakich się z nimi pożegnano. Chciałbym się spotkać z Franciszkiem Smudą, bo skoro pracował z tą grupą ludzi przez dwa i pół roku, to na pewno ma coś do powiedzenia.

W klubach potrafił pan stawiać na nastolatków, ale także na panów przed czterdziestką. Wiek nie ma znaczenia?

Nie będzie wielkiej rewolucji w kadrze. Jest wybrana szeroka grupa zdolnych chłopaków, wielu z nich pokazało dobrą grę czy w meczach towarzyskich, czy na Euro. Oczywiście będą zmiany, korekty, ale nie mamy tylu wielkich piłkarzy, by wszystko przewracać do góry nogami.

Wierzy pan, że poprowadzi reprezentację na mundialu w Brazylii?

Mamy trudną grupę, ale to jest piłka nożna i czasami dzieją się rzeczy nieprzewidywalne. Kto mógł powiedzieć przed sezonem, że mój Ruch Chorzów będzie o krok od mistrzostwa Polski. To, co w normalnym życiu bywa niemożliwe, w futbolu jest realne. Walczymy o awans na mundial, rywale są trudni. Czarnogóra odpadła z Euro dopiero po barażach, Ukraina z dobrej strony pokazała się na mistrzostwach, a czas będzie działał na korzyść reprezentacji Anglii. Łatwo nie będzie, ale powalczymy, na pewno nie zabraknie nam ambicji.

Wierzy pan w tę drużynę?

Gdybym nie wierzył w ludzi, którzy reprezentowali nas na Euro, to nie podejmowałbym wyzwania. Czuję podświadomie, że stać nas na wiele więcej, niż pokazaliśmy do tej pory.

Piłkarze naturalizowani za kadencji Smudy mają się pana bać? Ruch oparł pan na Polakach.

Akceptuję rzeczywistość XXI wieku. Jeśli ktoś ma polski paszport i jest wzmocnieniem drużyny, będzie grał. Za wcześnie na personalia. Maksymalnie za dziesięć dni ogłoszę, kto będzie w moim sztabie. Na razie biorę pod uwagę wiele kandydatur.

Żona jest z pana dumna?

Jest, ale zdaje sobie sprawę, jak odpowiedzialną mam teraz funkcję. Ona bardzo interesowała się wynikami moich drużyn, myślę, że teraz będzie to jeszcze bardziej przeżywała.

Będzie pan zmuszał piłkarzy do słuchania Mozarta i Mahlera w szatni?

Trochę przesadzono z tymi moimi zainteresowaniami muzycznymi. Nie mam aż tyle wolnego czasu. W takie klimaty uciekam tylko czasami i na pewno nie można nazwać mnie melomanem.

Za miesiąc wejdzie pan do szatni, gdzie będą gwiazdy europejskiej piłki. Co pan im powie? Nie boi się pan tego zderzenia?

Piłkarze reprezentacji to inteligentni ludzie, znajdziemy wspólny język. Oni szybko zrozumieją, o co mi chodzi, a ja będę słuchał ich spostrzeżeń.

—rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Rz: Panie Waldku, pan się nie boi?

Waldemar Fornalik: Taki jest zawód trenera. Jeśli ktoś ma strach w genach, nie powinien podejmować się tej pracy. Oczywiście obawa istnieje zawsze przed meczem, pojawiają się wątpliwości. Nie wierzę, że jest jakiś trener, który uczciwie podchodzi do zawodu zupełnie bez emocji.

Pozostało 96% artykułu
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?