Miał pan wszystko. Szykowano pana na selekcjonera reprezentacji i stracił pan wszystko.
Dariusz Wdowczyk:
Dwukrotnie proponowano mi funkcję asystenta trenera kadry, jednak za każdym razem inne zobowiązania nie pozwalały mi na przyjęcie tej propozycji. Podobno moja kandydatura była też brana pod uwagę przy wyborze trenera reprezentacji, gdy został nim Leo Beenhakker. Życie jednak napisało dla mnie inny scenariusz. Nie mogę cofnąć czasu, chociaż bardzo bym chciał. Krótki epizod, który miał miejsce osiem lat temu, kompletnie zmienił moje życie. Jednak minęły cztery długie lata i dziś mogę wracać do zawodu - to jest dla mnie najważniejsze i na tym się koncentruję.
Na mieście mówią, że pan dalej krnąbrny i głowy popiołem nie chce posypywać.
Tak mówią ludzie, którzy zupełnie mnie nie znają i oceniają po tym, co wyczytają lub usłyszą w mediach, a podawane tam informacje często są nierzetelne i nieprawdziwe. Wielokrotnie już próbowałem wytłumaczyć okoliczności tamtej sytuacji. Co mogę jeszcze dodać? Mogę tylko zapewnić, że żałuję i że już nigdy więcej w coś takiego się nie wplączę.