Drugiej szansy nie zmarnuję

Dariusz Wdowczyk - trener skazany za korupcję, który odzyskał właśnie prawo pracy w swoim zawodzie

Aktualizacja: 16.07.2012 00:47 Publikacja: 15.07.2012 20:56

Drugiej szansy nie zmarnuję

Foto: ROL

Miał pan wszystko. Szykowano pana na selekcjonera reprezentacji i stracił pan wszystko.

Dariusz Wdowczyk:

Dwukrotnie proponowano mi funkcję asystenta trenera kadry, jednak za każdym razem inne zobowiązania nie pozwalały mi na przyjęcie tej propozycji. Podobno moja kandydatura była też brana pod uwagę przy wyborze trenera reprezentacji, gdy został nim Leo Beenhakker. Życie jednak napisało dla mnie inny scenariusz. Nie mogę cofnąć czasu, chociaż bardzo bym chciał. Krótki epizod, który miał miejsce osiem lat temu, kompletnie zmienił moje życie. Jednak minęły cztery długie lata i dziś mogę wracać do zawodu - to jest dla mnie najważniejsze i na tym się koncentruję.

Na mieście mówią, że pan dalej krnąbrny i głowy popiołem nie chce posypywać.

Tak mówią ludzie, którzy zupełnie mnie nie znają i oceniają po tym, co wyczytają lub usłyszą w mediach, a podawane tam informacje często są nierzetelne i nieprawdziwe. Wielokrotnie już próbowałem wytłumaczyć okoliczności tamtej sytuacji. Co mogę jeszcze dodać? Mogę tylko zapewnić, że żałuję i że już nigdy więcej w coś takiego się nie wplączę.

Zostały panu jakieś znajomości z dawnych lat?

Oczywiście, mogłem liczyć na wsparcie wielu osób, ale byli i tacy, z którymi kontakt się urwał. Teraz mam zdecydowanie mniejsze grono znajomych, ale za to takich, na których mogę liczyć.

Kibice na ulicy wyzywali pana czy dodawali otuchy?

Spotkałem się z wieloma przyjaznymi gestami kibiców, które w trudnych chwilach bardzo mi pomogły, natomiast część opinii, głównie tych wyrażanych w Internecie, była negatywna, czy wręcz obraźliwa, ale tymi się nie przejmuję, bo przeważnie są anonimowe.

Jak wyglądały te cztery lata? Wstawał pan rano i co?

Najtrudniejszy był pierwszy okres. Intensywny tryb życia, który prowadziłem wcześniej, nagle diametralnie się zmienił, dlatego początkowo brakowało mi meczów, treningów, tej całej piłkarskiej atmosfery, adrenaliny. W zawód trenera wpisane są okresy „wolne od pracy", gdy odchodzi się z jednego klubu, a czeka na ofertę innego. Zawsze dobrze radziłem sobie z takimi chwilowymi przestojami, zapewne dlatego, że z natury jestem domatorem. Potrafiłem wykorzystać taki czas na większe zaangażowanie w sprawy domowe i to sprawiało mi przyjemność. Jednak ten czteroletni okres był nieco inny, pełen refleksji nad tym, co było, i nad przyszłością. Ale zawsze wierzyłem, że wrócę do piłki, do trenowania, bo to jest moja pasja, mój zawód, to potrafię najlepiej.

Były momenty załamania?

Jak każdy człowiek, miewałem chwile zwątpienia, jednak przychodził kolejny dzień i życie nabierało barw. Początkowo trudno było mi usiedzieć w domu [pauza] jako trener przebywałem w grupie, miałem zaplanowany dzień, ciążyła na mnie odpowiedzialność za drużynę i tego wszystkiego na początku bardzo mi brakowało.

Czym się pan zajmował?

Oglądałem mecze, nie tylko piłkarskie. Regularnie grałem w piłkę nożną w drużynie oldbojów oraz w siatkówkę. Miałem czas na czytanie książek, dużo częściej chodziłem do teatru, do kina. Zauważyłem, że sporą przyjemność sprawia mi też przygotowanie czegoś smacznego do jedzenia dla  rodziny. Od 10 miesięcy jestem szczęśliwym dziadkiem Olka, więc miałem też czas zajmować się wnukiem.

Wobec kogo poczucie wstydu było najsilniejsze, wobec bliskich?

Trudno określić. Czułem się winny, że dałem się wciągnąć w coś, w czym nie powinienem brać udziału. To nadal we mnie siedzi i będzie siedziało zawsze.

Pamięta pan pukanie o szóstej rano do drzwi? Upokarzające zatrzymanie?

Powiem tylko, że to była bardzo niemiła sytuacja, ale nie chcę już do tego wracać.

Miał pan oparcie w rodzinie?

Oczywiście były trudne rozmowy, mam przecież dorosłe dzieci, ale moi najbliżsi wiedzą, jaki jestem naprawdę - zrozumieli, ponieważ mi ufają. Dostałem od nich największe wsparcie, jakie tylko mogłem sobie wyobrazić.

Z czego pan żył?

Przez 10 lat grałem w ligach zagranicznych, mam oszczędności.

W lidze pracowali trenerzy zamieszani w korupcję, a pan dostał siedem lat zawieszenia. To była kara za znane nazwisko?

Decyzja Trybunału PKOl, który zdecydowanie zmniejszył karę nałożoną przez PZPN, jest dowodem, że związek potraktował mnie w sposób szczególny. Pytanie, czemu nikt w PZPN nie zapytał, co mnie zmusiło do tego, abym wszedł w to bagno?

No to co pana zmusiło?

Mieliśmy w Kielcach dobrze przygotowany zespół, wsparcie sponsora, byliśmy tak mocni, że Korona powinna awansować z trzeciej do drugiej ligi w uczciwej rywalizacji, ale nie byliśmy w stanie. Widziałem bezradność zawodników i  nieuczciwe sędziowanie na naszą niekorzyść, przegrywaliśmy mecze, które powinniśmy byli wygrać. Często, w swojej bezradności, wykrzykiwałem z ławki negatywne komentarze pod adresem sędziów, za co byłem karany przez wydział dyscypliny PZPN. W pewnym momencie nie widziałem już innej drogi - teraz wiem, że trzeba było postąpić inaczej.

A jak by pan postąpił?

Widząc, że w uczciwy sposób nie jesteśmy w stanie rywalizować, zrezygnowałbym z prowadzenia zespołu.

Wydarzenia z 2004 roku kładą cień na pana późniejszych sukcesach. Myślał pan, że sprawa nie wyjdzie na jaw?

Nie chciałem o tym myśleć, to był epizod, który zostawiłem za sobą. Podjąłem pracę w ekstraklasie i skoncentrowałem na walce z Legią o mistrzostwo Polski. Udało nam się uratować sezon, który wydawał się być stracony, ponieważ strata do Wisły Kraków wynosiła 9 pkt, a kibice częściej dopingowali nas z Torwaru niż z trybun stadionu, dlatego z tego mistrzostwa jestem dumny.

Po Legii była Polonia Warszawa. Prowadził pan ten zespół w meczu z Lechią dzień po tym, jak przyznał się pan do zarzutów.

Myśli pan, że chciałem jechać do Gdańska i słuchać, jak 15 tysięcy ludzi wykrzykuje obelgi pod moim adresem? Zrobiłem to, gdyż prezes klubu stwierdził, że skoro nie jestem skazany, mam pracować, a jeśli tego nie zrobię, zostanie to potraktowane jako działanie na niekorzyść firmy.

Za awans Korony do drugiej ligi dostał pan 120 tysięcy premii. Może trzeba było te pieniądze przekazać na dom dziecka? Zrobić jakiś gest?

Nie lubię gestów na pokaz, a lokalnemu domowi dziecka czasem pomagam w nieco innej formie. A co do premii, to ją zwróciłem.

Miał pan dorosłe dzieci, ale w Koronie jako wychowawca sprawdził się pan średnio.

Proszę pozwolić mi zostawić już ten temat, wolę rozmawiać o przyszłości. Powiem tylko, że młodzi piłkarze nigdy nie brali udziału w rozmowach na temat korupcji.

Teraz jest czysto?

Myślę, że tak. Gdyby ktoś chciał działać nieuczciwie, musiałby liczyć się z poważnymi konsekwencjami.

Dzwoni ktoś?

Nie, ale mnie to nie dziwi, niespełna tydzień temu została mi ponownie przyznana licencja trenerska UEFA Pro.

Jakie ma pan teraz ambicje?

Chciałbym wrócić do zawodu, poprowadzić zespół z Ekstraklasy, udowodnić, że znam się na swoim fachu. Mam jeszcze dużo do zaoferowania. Dostałem drugą szansę i z pewnością jej nie zmarnuję.

rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie