Samba na boisku. Futbol brazylijski

Futbol do Brazylii przywieźli Brytyjczycy, ale miejscowi szybko przyprawili tę grę po swojemu. Tak powstała najpiękniejsza odmiana piłki nożnej, jaką zna świat

Publikacja: 18.07.2012 01:01

120 lat temu, 18 lipca 1892 roku, urodził się Arthur Friedenreich, brazylijski piłkarz (zm. 1969). Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Najpierw był Arthur Friedenreich, potem Leonidas, Ademir, Zizinho, a im bliżej naszych czasów, tym więcej znajomych - Garrincha, Pele, Romario, Ronaldo i Ronaldinho. Prawie z każdym związana jest legenda, która zwykle pojawia się tam, gdzie mamy do czynienia ze zjawiskami niezwykłymi. Nie byłoby brazylijskich cudotwórców bez brytyjskich nauczycieli, ale jak to często bywa, uczniowie przerośli swoich mistrzów.

Zabawa wyższych sfer

W Brazylii grali początkowo przybysze z Europy. Zatrzymujący się tam na krótko marynarze czy osiadli na stałe robotnicy kolejowi, wreszcie brytyjscy lub niemieccy właściciele rodzących się na początku XX wieku przedsiębiorstw, banków, cukrowni. Przyjęto, że pierwszy prawdziwy mecz na brazylijskiej ziemi rozegrano w Sao Paulo, w roku 1895.

Gra się spodobała, przejęli ją Brazylijczycy i uznali za swoją. Zaczęły powstawać kluby, różniące się znacznie w zależności od tego, kto je tworzył. W roku 1902 Anglik Oscar Cox założył słynne po latach Fluminense, w bogatej dzielnicy Retiro de Guanabara. Podobno zdarzało się, że na mecze wyjazdowe piłkarze zakładali smokingi. Mogło tak być, skoro członkowie klubu wywodzili się z europejskiej arystokracji lub brazylijskiej burżuazji. Początkowo wszystko to miało charakter rozrywki towarzyskiej wyższych sfer.

Ale pod wpływem legendarnej angielskiej drużyny Corinthians, która przyjechała na tournée po Brazylii w 1910 roku, w Sao Paulo powstał klub FC Corinthians, który założył malarz pokojowy wspólnie z czterema kolegami, pracującymi przy budowie torów kolejowych. Piłka zaczęła schodzić w dół drabiny społecznej.

Pierwszy mecz

Rywalizacja w dzisiejszym znaczeniu nie istniała, bo klubów było zbyt mało. Ale już w 1901 roku doprowadzono do pierwszego meczu, pomiędzy drużynami z Sao Paulo i Rio de Janeiro. Na udział w nim mogli sobie pozwolić tylko najbogatsi, których stać było na podróż.

Nie przypadkiem futbol w Brazylii i całej Ameryce Południowej rozwijał się głównie w miastach leżących na wybrzeżu Atlantyku. Bezdroża, góry, dżungla sprawiały, że przez długie lata nikt bez potrzeby nie zapuszczał się w głąb kontynentu. I do dziś najsilniejsze piłkarskie ośrodki w Brazylii to: Rio de Janeiro, Sao Paulo, Belo Horizonte, Porto Alegre, Santos i Recife.

To głównie z powodu wielkich odległości (ponad 4 tys. kilometrów wzdłuż i tyle samo wszerz, Brazylia jest piątym co wielkości krajem świata) i związanych z nimi kosztów podróży do początku lat siedemdziesiątych XX wieku nie było ogólnokrajowych rozgrywek ligowych, tylko stanowe. Stąd słynne "campeonato carioca" i "campeonato paulista" - nazwy pochodzące od Rio i Sao Paulo. Niektóre spośród 27 stanów mają powierzchnię większą niż niejedno europejskie państwo, w każdym jest związek piłkarski, działający według własnych regulaminów. Organizacja rozgrywek w tych warunkach, to problem.

Rasizm po brazylijsku

Aż do początku lat dwudziestych czarnoskórzy nie mogli grać wspólnie z białymi. Wyjątek zrobiono dla Arthura Friedenreicha. Był on synem niemieckiego emigranta i Mulatki. Grał tak wspaniale, że dla uspokojenia sumień biali kazali mu jedynie smarować twarz pudrem ryżowym przed wyjściem na boisko.

Friedenreich, zwany Tygrysem, został pierwszym piłkarzem, który zdobył w oficjalnych meczach ponad tysiąc goli (1329). Był też pierwszym Murzynem, który w roku 1914 zagrał w reprezentacji Brazylii (pozostał w niej na 16 lat!), ale do drugiej połowy lat dwudziestych - jedynym. Jeszcze w roku 1921 prezydent Brazylii wydał dekret, zgodnie z którym w reprezentacji na turniej Copa America w Argentynie nie miał prawa znaleźć się żaden zawodnik kolorowy.

Przełomu w obyczajach dokonał w roku 1923 klub Vasco da Gama z Rio de Janeiro. Wtedy znajdował się w cieniu Flamengo, Fluminense czy Botafogo. Postanowił więc zaangażować piłkarzy kolorowych, wykonujących na co dzień zawody malarza pokojowego, kierowcy ciężarówki, robotnika portowego. Dodał do nich kilku białych, wspaniale grających analfabetów i zdobył pierwsze miejsce w lidze stanowej. Kiedy w roku następnym sukces powtórzył, inne kluby poszły w jego ślady. Piłkarz stawał się kimś, a kolor jego skóry, pochodzenie, status społeczny i wykształcenie przestały mieć znaczenie.

Gra o pieniądze

Było to nieuniknione, ale miało też związek z wprowadzeniem w Brazylii zawodowstwa. Dopóki większość zawodników stanowili bogaci Brazylijczycy lub imigranci z Europy, można było kopać piłkę dla przyjemności. Kiedy zaczęli grać wszyscy, a rozgrywki stały już na mocnych fundamentach, amatorstwo przestało do nich pasować. Zaczęły się transfery zawodników, płacenie im drobnych kwot, kupowanie biedniejszym ubrań.

Na początku lat trzydziestych pierwsi brazylijscy piłkarze zaczęli wyjeżdżać do klubów Argentyny, Urugwaju (Leonidas grał w Penarolu Montevideo), Hiszpanii i Włoch, gdzie zarabiali godziwe pieniądze.

W styczniu roku 1933 zalegalizowano zawodowstwo, zakładając Liga Carioca de Futebol. Rok później Brazylia jechała na mistrzostwa świata do Włoch, mając w składzie i zawodowców, i Murzynów (pierwszy mundial Leonidasa), ale nie w najsilniejszym składzie. W wyniku sporów między Brazylijską Konfederacją Sportu a ligą zawodową, w kadrze nie znaleźli się m.in. zawodnicy Flamengo i Fluminense.

W finałach we Francji (1938), Brazylijczycy wystąpili w pełnym składzie i zajęli trzecie miejsce, a Leonidas został królem strzelców. W Brazylii witano ich jak bohaterów.

Leonidas zarabiał nie tylko na piłce. Jako jeden z pierwszych czarnych piłkarzy dostawał pieniądze za reklamę, otworzył swój sklep, przez wiele lat był komentatorem radiowym i telewizyjnym. Takich graczy, choć mniej znanych, było więcej. Ale jeszcze w roku 1950, kiedy Brazylia przegrała u siebie mistrzostwo świata, winą obarczono trzech czarnych piłkarzy - Barbosę, Juvenala i Bigode.

Religia narodowa

Od drugiej połowy lat trzydziestych Brazylia miała nie tylko najlepszych piłkarzy, ale i znakomitą infrastrukturę oraz stadiony na poziomie klubów angielskich. Gdy wystąpiła o organizację mistrzostw świata w roku 1942, nikt się temu nie dziwił. Miała mocne argumenty.

Kiedy piłka nożna stała się dla Brazylijczyków religią? Jak podaje Tony Mason w książce "Pasja milionów" ("Passion of the People. Football in the South America", tłumaczenie polskie Piotra Bratkowskiego), w roku 1935 prezydent Brazylijskiej Federacji Piłkarskiej, Arnoldo Guinle, w liście do prezydenta FIFA Julesa Rimeta napisał: "Futbol jest wytworem kultury, nieodłącznym od stylu życia usportowionych Brazylijczyków".

Stąd był już tylko krok do uznania futbolu za religię narodową. W roku 1950 na mecz decydujący o tytule mistrza świata przyszło na Maracanę dwieście tysięcy widzów. Nie kryli oni swej rozpaczy, gdy ich drużyna przegrała, ale przez osiem następnych lat Brazylijczycy znaleźli nowych zawodników, a trenerzy wymyślili nieznane systemy gry. Na mundialu w Szwecji narodził się król Pele. Marzenia zaczęły się spełniać.

Grudzień 2005

Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie