Zachorowałem na piłkę, ale wyzdrowiałem

Szkoda, że nie udało się spełnić marzeń. Ale chociaż nie chcę już firmować Polonii twarzą, zawsze jej pomogę - mówi Józef Wojciechowski, były właściciel Polonii Warszawa

Aktualizacja: 20.07.2012 02:09 Publikacja: 19.07.2012 18:55

Zachorowałem na piłkę, ale wyzdrowiałem

Foto: ROL

Rz: Jak się pan czuje w tych dniach?

Józef Wojciechowski:

Przykro mi. Ale nie mogłem wydawać na Polonię więcej niż zarabiałem. Klub piłkarski nie był jednak moim podstawowym biznesem.

A dużo pan wydał na Polonię przez sześć lat?

O ilu milionach pan słyszał?

Około stu.

Nie potwierdzam, nie zaprzeczam.

Czy piłka nożna to jest w Polsce dobry interes?

Nie zaglądam w kieszeń innym właścicielom klubów, ale chyba nie najlepszy. Trudno zarobić.

A pan myślał, że akurat panu się uda?

Kupiłem Polonię, ponieważ namówił mnie Michał Listkiewicz. Nie wiedziałem jednak, że podrzuca mi robaczywe jabłko. Miałem jakąś wiedzę o funkcjonowaniu klubu, ale w ciągu sześciu lat poznałem piłkę od najgorszych stron. Doktorat się robi w cztery lata. To ja już jestem profesorem. Tutaj jest tyle niewymiernych rzeczy, że łatwo o zarobek. Czasami nieuczciwy. No bo ile kosztuje Tomasz Jodłowiec czy Vladimir Dwaliszwili. Ja powiem, że po półtora miliona euro każdy, a ktoś inny, że połowę tej kwoty. Wartość się winduje żeby swoje dziesięć procent zarobił menedżer. A jest taki jeden, zna go pan, na którego na rynku mówią Mr 15 procent. Użeranie się z takimi ludźmi na co dzień znacznie się różni od tego, co mam w swoim biznesie, nie tylko developerskim. W mojej branży jest większy porządek.

Krótko mówiąc, przepłacił pan za niektórych zawodników. A innych, albo tych samych rozpuścił pan nazbyt wysokimi apanażami.

Owszem, przepłaciłem, ale ryzyko zawsze istnieje. Co ma powiedzieć Legia, znacznie potężniejsza, lepiej zorganizowana i doświadczona, mająca budżet dwukrotnie większy od Polonii. Też kupowała zawodników, którzy nie mieścili się nawet na ławce. A zdarzało się, że to my wygrywaliśmy z nią mecz.

Pan z kolei płacił po kilkadziesiąt tysięcy złotych nawet rezerwowym.

Jednak to też z czegoś wynikało. Chcesz być najlepszy, nie możesz oszczędzać. Poza tym zostałem sprowokowany przez Lecha, który chciał kupić Jodłowca i mamił go wysokimi zarobkami. W Lechu uznali, że mogą kupić każdego zawodnika w Polsce. Grał pan w pokera?

Grałem, ale szybko zrezygnowałem i wolę nie pamiętać.

No widzi pan, ja też kiedyś grałem, lubiłem blefować więc rozpuściłem plotkę, że chcę kupić Manuela Arboledę i daję każde pieniądze, ale będę się targował. I wie pan co się stało? Nie dość, że Lech zrezygnował z Jodłowca, to żeby zatrzymać Arboledę podpisał z nim kontrakt za 500 tysięcy euro rocznie, mimo że wkrótce przestał grać. Tylko że jak się dowiedzieli piłkarze w innych klubach, zaczęli się domagać podwyżek.

Kto w Polonii miał najwyższy kontrakt?

Ebi Smolarek. 380 tysięcy euro rocznie. Ale kiedy z nim podpisywałem umowę, obiecał, że w każdym sezonie będzie strzelał minimum 12 bramek. Ja się bardzo zapaliłem, bo Smolarek z młodym Arturem Sobiechem mieli doprowadzić Polonię do mistrzostwa Polski. A jak by było mistrzostwo, to awans do Ligi Mistrzów też byśmy wywalczyli. Mówię panu. I wtedy Polonia grałaby na Stadionie Narodowym, nie musiałbym się oglądać na miasto, które palcem w sprawie Polonii nie ruszyło. Chciałem żeby najlepsza polska drużyna występowała na największym stadionie.

Skoro miał pan takich piłkarzy jakich pan chciał, płacił im pan lepiej niż w większości pozostałych klubów, to dlaczego nie zdobyliście mistrzostwa?

Niech pan zapyta Jacka Zielińskiego i innych trenerów. Mieli pełną autonomię, wszystkie transfery były z nimi konsultowane, a ja nie wtrącałem się do ich pracy.

Może zbyt często pan ich zwalniał. Nawet najlepsi piłkarze mogą się pogubić, pracując z kilkoma trenerami w sezonie.

Zwalniałem wtedy, kiedy widziałem, że nic z tego nie będzie. Przecież rozmawiałem z trenerami, zawodnikami, chodziłem na mecze, jeździłem nawet na zgrupowania i widziałem co się dzieje. Trener to nie jest facet, który dostaje jedenastu świetnych piłkarzy i mówi im: potraficie grać, to grajcie. Trener musi umieć dać sobie radę z problemem. Dobrać zespół, umieć go poprowadzić kiedy idzie i kiedy przegrywamy, zapobiec konfliktom, które są nieuniknione w każdej drużynie. A u nas był taki moment, że każdy grał sobie a grupa bałkańska chciała decydować. Gdyby Zieliński ich rozpędził, to miałby spokój. Ale on był za grzeczny. Tak jak Waldek Fornalik, który u mnie pracował w pierwszej lidze. Szło mu znakomicie, ale w końcówce sezonu drużyna przegrała wysoko dwa mecze. Zupełnie jakby się niektórym nie chciało grać. Jakby im nie zależało.

Zwolnił pan przyszłego trenera reprezentacji Polski.

A co miałem zrobić. Ja go bardzo lubię i szanuję, ale w polskiej piłce grzeczny trener nie ma szans. Musi być cholerykiem, postawić zawodnika do pionu, ale jak trzeba, pójść z nim na piwo. Dlatego po Fornaliku zatrudniłem jego charakterologiczne przeciwieństwo - Dariusza Wdowczyka. I kiedy wydawało się, że wreszcie mam trenera, to właśnie Wdowczykowi postawili zarzuty. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że chyba mam dość piłki i nie będę dalej pchał pieniędzy w wątpliwy interes, bo nie chcę się źle kojarzyć.

I wtedy spadł panu z nieba Groclin?

Przekonywano mnie żebym kupił licencję, bo ekstraklasa to coś innego niż pierwsza liga. Większy porządek, w dodatku klub szybko się spłaci. Nim się zorientowałem, że to nieprawda, już siedziałem w tym po uszy. Żyłem od meczu do meczu, mianowałem się prezesem Polonii, co odbiło się na notowaniach J.W. Construction. Analitycy giełdowi przekonywali nawet, że od kiedy piłka urwała mi głowę,  akcje mojej firmy poszły w dół.

Mam świadomość, że na wiele niekorzystnych wydarzeń nie miał pan wpływu. Ale myśli pan zapewne o jakichś swoich błędach.

Pierwszym było zatrudnienie Jose Mari Bakero. Zdałem się na opinię Slota Bruinsa, który mi go zarekomendował. Spytałem tylko czy jest lepszy od Zielińskiego. Dużo lepszy - odpowiedział. Słowo Slota było dla mnie święte. A powinienem, jak w biznesie, najpierw sprawdzić kandydata w kilku źródłach. Bakero był wielkim piłkarzem, zatrudnili go gdzieś tam jako trenera za nazwisko. Szybko się przekonałem, że nic z tego nie będzie. Tym bardziej się dziwiłem, że wziął go Lech.

Wspomniał pan Tonny'ego Slota Bruinsa, holenderskiego trenera pracującego w przeszłości m.in. z Johanem Cruyffem, w Ajaksie i Barcelonie. Jaką rolę pełnił Slot w Polonii?

Był moim prywatnym profesorem futbolu. Uczył mnie zawiłości tej gry, układów poza boiskiem itp. Był znakomitym analitykiem. Mógł godzinami mówić o sposobach, stylach i systemach gry poszczególnych drużyny z historii i współczesnych. Przyjeżdżał do Polski na weekendy. Płaciłem mu kilkanaście tysięcy euro, bo dobry nauczyciel kosztuje.

Ale wiedza jaką pan posiadł nie przełożyła się na sukces.

Bo chciałem coś ponad normę. Interesował mnie tytuł mistrza. Pod wpływem Slota zatrudniłem więc holenderskiego trenera. Jak on się nazywał? Theo Bos. On nie był zły, ale zadarł z zawodnikami. Na pierwszym treningu powiedział: Jutro zaczynamy trening o 9. Kto przyjdzie o 9.05 może się pakować. Przeciwieństwo Leo Beenhakkera, który krzyknął, ale i przytulił. Wiele godzin z Beenhakkerem przegadałem. A Bos tylko wymagał jakby trenował w Holandii a nie w Polsce. To zawodnicy się spięli, przegrali na Legii, w Lubinie i musieliśmy się rozstać z trenerem.

Nie żałuje pan tych sześciu lat i straconych pieniędzy?

Szkoda mi tylko, że nie udało się spełnić marzeń. Ale chociaż nie chcę już firmować Polonii twarzą, zawsze jej pomogę. Przekażę nowemu klubowi nazwę, herb, a jak będzie trzeba to pomogę też finansowo. A polski sport w rozmaity sposób też będę wspomagał.

Rozmawiał Stefan Szczepłek

Rz: Jak się pan czuje w tych dniach?

Józef Wojciechowski:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie