O tym finale będzie się długo mówić. W Brazylii będzie dawany jako przykład sportowego niespełnienia, w Rosji stanie się wzorem niezłomności drużyny oraz odwagi i wyobraźni trenera. Przez dwa i pół seta Brazylijczycy szli do zwycięstwa z pewnością wielokrotnych mistrzów świata i dwukrotnych mistrzów olimpijskich. Dwa sety wygrane, w trzecim prowadzenie 21:17, powitanie z trzecim złotem wydawało się naprawdę bliskie.
Nawet udana pogoń Rosjan i remis 22:22 jeszcze nie oznaczał brazylijskiej katastrofy, choć pierwsze oznaki były widoczne. Trener Bernardo Rezende nie znalazł skutecznej obrony na nowatorski pomysł trenera Władymira Alekny, by od trzeciego seta wielki Dmitrij Muserski (218 cm wzrostu) zamiast stać spokojnie na środku siatki, przeszedł na prawe skrzydło i zaczął atakować, ile się da. W książkach do nauki siatkówki takich pomysłów raczej nie opisują, trzeba na nie wpaść.
Eksperyment był ryzykowny, może jednak Rosjanie trochę ten wariant ćwiczyli, bo z minuty na minutę Muserskiemu szło lepiej, a jeśli jemu, to i drużynie. Jednak przed wygraną dwa razy Rosjanie bronili meczbole i w tej sprawie musieli się spisać wszyscy, zanim piłka weszła pod rękę giganta z Biełgorodu.
Rezende szukał pomocy u Giby, przygasłej gwiazdy. Próbował motywacji krzykiem i prośbą. Nie pomagało. Gdy Muserski i spółka poczuli, że są silniejsi, już byli nie do zatrzymania.
Radość Rosjan rozłożyła się na raty, gdyż przy stanie 14:8 w tie-breaku i mocnym ataku sędzia zauważył przekroczenie linii środkowej przez Muserskiego. Trzeba było przestać wiwatować i wrócić na chwilę do roboty. Poprawka była piorunująca i nie zostawiła żadnych wątpliwości, komu należy się tytuł. Rosja zdobyła czwarte złoto igrzysk, pierwsze po 32 latach przerwy (licząc ze zdobyczami ZSRR), Brazylijczycy mieli czego zazdrościć swym koleżankom, które w finale pokonały USA 3:1.