Usain Bolt i Michael Phelps zeszli ze sceny, na Wyspy wrócił futbol. Królem letniego polowania była Chelsea, Roman Abramowicz wydał 66 mln funtów, ale bohaterem największej transferowej sagi został Robin van Persie. Nie poleciał z Arsenalem na tournee po Azji, odrzucił oferty Manchesteru City i Juventusu. Wybrał Manchester United.
– Gdy w 1999 roku zdobyliśmy potrójną koronę, miałem w składzie Dwighta Yorke'a, Andy'ego Cole'a, Teddy'ego Sheringhama i Ole Gunnara Solskjaera, czterech najlepszych napastników w Europie – przypomina Alex Ferguson. – Teraz mam Robina, Wayne'a Rooneya, Javiera Hernandeza, Danny'ego Welbecka i Shinjiego Kagawę. To fantastyczna mieszanka piłkarzy. Duże bogactwo wyboru w ataku – cieszy się menedżer United.
Van Persie, kiedyś zmiennik Ebiego Smolarka w Feyenoordzie, grał w Arsenalu osiem lat, w ubiegłym sezonie strzelił 37 bramek (we wszystkich rozgrywkach), zyskał przydomek Robin Hood. Ale chciał zdobywać trofea, a nie tylko o nich wspominać. Podpisał więc czteroletni kontrakt z Czerwonymi Diabłami, które zamierzają jak najszybciej zmazać plamę po ostatnim sezonie: pierwszym od 2005 roku bez żadnego pucharu.
Van Persie kosztował 24 mln funtów. Wenger uznał, że lepiej sprzedać go teraz, niż za rok oddać za darmo. – Nie mieliśmy wyjścia – przyznał menedżer. I dodał, że Aleksa Songa zatrzymać też będzie ciężko. Chce go Barcelona. – Mamy skład, który pozwala myśleć o trofeach – uważa jednak Thomas Vermaelen, który zastąpi van Persiego w roli kapitana. Arsenal tego lata wcale nie przespał. Z Koeln kupił Lukasa Podolskiego, z Montpellier wyciągnął króla strzelców Ligue 1 Olivera Girouda, a z Malagi, której nie chcą dłużej wspierać szejkowie, Santiego Cazorlę.