Do niedawna była to spokojna przystań dla gwiazd już wypalonych. Zmęczeni życiem w Europie brazylijscy gwiazdorzy wracali do ojczyzny, by odcinać kupony od sławy i przyciągać kibiców na trybuny.
Ronaldo i Roberto Carlos w piłkę już nie grają. Pierwszy – nękany kontuzjami przez całą karierę – pożegnał się z futbolem w ubiegłym roku, jako zawodnik Corinthians Sao Paulo. Drugi, po krótkim pobycie w tym samym klubie, wyruszył jeszcze w podróż za wielkimi pieniędzmi do Dagestanu. Pograł rok w Anży Machaczkała, teraz jest tam dyrektorem sportowym. Ronaldinho, który swój talent rozmieniał na drobne w nocnych klubach Paryża, Barcelony i Mediolanu, najpierw przeprowadził się do Rio de Janeiro, a od czerwca występuje w Atletico Mineiro.
Karierę w ojczyźnie zamierza zakończyć też Thiago Silva, jak na razie najdroższy zawodnik tego lata. Brazylijski obrońca przeszedł z Milanu do PSG za 42 mln euro. Przed emeryturą chciałby wrócić do Fluminense, gdzie stawiał pierwsze kroki na boisku. Bo Brazylia to dziś nie tylko gwarancja dobrej pogody. Piłkarze zrozumieli, że da się tam zarobić nie gorzej niż w Europie, USA, na Bliskim Wschodzie czy w Chinach. Sponsorzy inwestują w ligę coraz mocniej, wartość praw telewizyjnych wzrosła dwukrotnie.
– Piłkarze chcą tu grać – przyznaje Diego Forlan. Urugwajski napastnik, najlepszy zawodnik mistrzostw świata w RPA, po nieudanym sezonie w Interze Mediolan podpisał w lipcu trzyletni kontrakt z Internacionalem Porto Alegre. Klubem stawianym w Brazylii jako wzór zarządzania: ma 100 tys. członków, którzy opłacają regularnie składki – więcej niż Real Madryt.