W pierwszym treningu zawodnicy przejechali średnio po kilkanaście okrążeń, ale po południu, kiedy warunki były jeszcze gorsze, przez 90 minut żaden kierowca nie pokonał pomiarowej rundy. Dopiero w samej końcówce w tabeli z wynikami pojawiło się dziesięć nazwisk – ale nikt nie starał się walczyć o czas. Najlepszy wynik uzyskał reprezentant jednego z najsłabszych zespołów w stawce, debiutant Charles Pic – uświetniając tym samym 50. start ekipy Marussia w Formule 1. Rezultaty nie mają jednak najmniejszego znaczenia, a trudne warunki przeszkodziły też wielu zespołom w sprawdzeniu pieczołowicie przygotowanych poprawek w samochodach. Rozczarowany był zwłaszcza dyrektor techniczny Lotusa – w walce o pierwsze zwycięstwo w tym roku jego zespół liczył na sprawdzany przed wakacjami wynalazek, zmniejszający opór aerodynamiczny na prostych.
– Pogoda przeszkodziła nam w sprawdzeniu, jak nasze nowe urządzenie będzie się spisywać w warunkach wyścigowych – wyjaśnił James Allison. – Jutro chcemy zastosować standardową konfigurację samochodu, bo chcemy jak najlepiej wykorzystać ostatni, bardzo ważny trening. I tak mamy napięty harmonogram.
Nawet przy zastosowaniu deszczowych opon, potrafiących w ciągu jednej sekundy odprowadzić aż 60 litrów wody, kierowcy nie mogli zademonstrować pełnego potencjału swoich maszyn. – W takich warunkach nie da się ścigać, bo opony nie radzą sobie z taką ilością wody – tłumaczył mistrz świata Sebastian Vettel. – Kiedy kałuże są tak głębokie, nie da się rozegrać ani wyścigu, ani kwalifikacji – wtórował mu Mark Webber, zespołowy kolega z Red Bulla.
Poza problemami z widocznością, powodowanymi wodnym pyłem wydostającym się spod kół poprzedzającego samochodu, sporych problemów nastręczały także uślizgi opon na zbyt grubej warstwie wody, czyli tak zwany aquaplaning. – Kilka razy wyjechałem z boksu tylko po to, żeby poćwiczyć starty – mówił Jenson Button z McLarena. – Było strasznie mokro. Od połowy prostej Kemmel jest inny rodzaj asfaltu, woda w ogóle z niego nie spływa. Od razu tam czuć, że samochód jedzie wolniej i koła zaczynają się ślizgać.
– Często przydarzał się aquaplaning, nawet przy ostrożnej jeździe, w niespodziewanych miejscach – dodał Michael Schumacher, niegdyś uznawany za mistrza jazdy w deszczu. Siedmiokrotny mistrz świata zalicza w Belgii jubileuszowy, 300. start w Formule 1. Jednak w ten weekend tor, na którym debiutował przed 21 laty, odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w 1992 roku i zdobył siódmą mistrzowską koronę w sezonie 2004, nie jest dla niego łaskawy. Co prawda w czwartek utytułowany Niemiec został honorowym obywatelem miasteczka Spa, ale za to w piątek sędziowie nałożyli na niego karę w wysokości 2500 euro. „Schumi", który sześciokrotnie wygrywał na Spa-Francorchamps, popełnił błąd przy zjeździe do boksu podczas drugiego treningu i ze złej strony ominął słupek, wyznaczający początek alei serwisowej. Sędziowie poprzestali na karze finansowej, ponieważ w tym momencie na torze nie było innych samochodów i ich zdaniem kierowca Mercedesa nie spowodował niebezpiecznej sytuacji.
Pech dopadł także Marka Webbera. Mechanicy Red Bulla doszukali się usterki skrzyni biegów w samochodzie wicelidera klasyfikacji mistrzostw świata, a ponieważ Australijczyk korzystał z tej samej przekładni w poprzednim, ukończonym przez niego wyścigu na Węgrzech, za przedwczesną wymianę tego podzespołu zostanie na polach startowych przesunięty o pięć pozycji do tyłu w porównaniu z miejscem wywalczonym w sobotnich kwalifikacjach.