Po­trze­ba lu­dzi z ser­cem

Ma­rek Sa­ga­now­ski o po­wro­cie do re­pre­zen­ta­cji, za­ufa­niu i po­waż­nym po­dej­ściu do ży­cia

Publikacja: 07.09.2012 01:56

Rz: Już powoli schodził pan ze sceny, grając w ŁKS Łódź, a tu nagle w dwa miesiące – kontrakt z Legią i powrót do reprezentacji Polski. Marzył pan w ogóle, że pana kariera znowu przyspieszy?

Marek Saganowski:

To dla mnie duże zaskoczenie, ale jakże miłe. Nie spodziewałem się, że stanę przed tak wielką szansą. Cały okres przygotowawczy w Legii pracowałem na dodatkowym akumulatorze, koncentrowałem się na tym, żeby wypracować formę, która zamknie usta wszystkim wypominającym mój wiek. Naczytałem się dużo głupich uwag, kilka mnie zabolało, więc teraz mam olbrzymią satysfakcję. Wracam do kadry po trzech latach, 16 lat po debiucie, znowu czuję, że uczestniczę w czymś wielkim. Jestem bardzo zadowolony.

Druga młodość?

Waleczność i ambicja w piłce nożnej zawsze będą potrzebne, a ja nie odpuszczam. Udowodniłem to kilka razy, podnosząc się w życiu z różnych trudnych sytuacji, nie tylko sportowych. Legia i reprezentacja Polski potrzebują ludzi z sercem do walki, przygotowanie fizyczne, wytrzymałość to cechy, które w futbolu na najwyższym poziomie zawsze były i będą w cenie.

Kiedyś powiedział pan: „Lubię wojnę na boisku". Mecz z Czarnogórą właśnie na taki się zapowiada.

Nigdy nie unikałem męskiej gry. Sprawdziłem się w Anglii, w Championship, a to bardzo wymagające rozgrywki opierające się na walce. Tam, żeby wygrać, trzeba się mocno natyrać, a ja to akurat lubię. Ale uważam, że inni zawodnicy w reprezentacji też nie boją się trudnych rywali.

Jaką zastał pan drużynę? Rozbitą po Euro?

Jest trochę cicho. Wszyscy mają kaca po mistrzostwach i po porażce w towarzyskim meczu z Estonią. Dwa najbliższe mecze traktują jako szansę na rehabilitację, znowu przecież nikt w nas nie wierzy. Ci zawodnicy, którzy są w kadrze, wiedzą, jaki jest cel, a to, że zagramy wreszcie o punkty, powoduje dodatkową mobilizację. Estonia była wypadkiem przy pracy. Eliminacje do mundialu zobowiązują.

Czy Waldemar Fornalik przedstawił już panu, czego będzie oczekiwał? Poza boiskiem ma pan także do odegrania rolę w drużynie?

Nie rozmawiałem o tym z trenerem. Do Legii też przychodziłem nie tylko ze względu na umiejętności piłkarskie, wyczuwało się jakiś problem w szatni i w tej chwili udało nam się wszystko fajnie poukładać. Wszyscy pytali, po co Saganowski, skoro jest Danijel Ljuboja, a okazało się, że obaj możemy pracować dla zespołu. O reprezentacji już trochę zapomniałem, oglądałem Euro, widziałem, że idzie młodość, ale z kadry nigdy oficjalnie nie zrezygnowałem. Zresztą – nie potrafiłbym.

Leo Beenhakker mówił, że zawsze dziękował mu pan za powołanie, nawet gdy z bólem serca sadzał pana na ławce albo trybunach.

Cieszę się z tego, co osiągnąłem. Biorę to, co daje mi życie, nikomu nie zazdroszczę, nie patrzę na innych. Dla mnie najważniejsze jest, by ze spokojem stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie prosto w oczy. Jak przegrywam, to wiem, że tak musiało być, bo czegoś zabrakło, ale na pewno nie ambicji i poświęcenia. Nigdy nie żalę się na los, nie uskarżam na trenera. Nie mówię, że ktoś się na mnie uparł. Wypadek motocyklowy, przez który moja kariera potoczyła się trochę inaczej, spowodował, że zmieniłem spojrzenie na życie. Biorę je na poważnie i staram się dziękować losowi za kolejne szanse.

Czuje się pan spełniony?

W 90 procentach, bo jest jeszcze parę rzeczy, które chciałbym osiągnąć. Mistrzostwo z Legią, 100 goli w ekstraklasie, no i awans na mundial w takiej formie, żeby jeszcze móc na tym turnieju wystąpić. Chcę podziękować Fornalikowi za zaufanie, udowodnię mu, że się nie pomylił.

Liczy pan na miejsce w pierwszym składzie w Podgoricy?

Tak. Chciałbym, taka jest rola piłkarza. Trener zdecyduje, czy jestem mu potrzebny na cały mecz, kilka minut, czy też wcale nie zagram. Pogodzę się z każdą opcją.

Fornalik udźwignie presję? Ma posłuch w drużynie?

To jego początek pracy z reprezentacją, prowadził dopiero kilka treningów. Ale ma doświadczenie, to widać. Pracował w różnych klubach, gdzie radził sobie w trudnych sytuacjach i robił coś z niczego. Drużyny, które miały się bronić przed spadkiem tak układał taktycznie, że walczyły o podium. Pokazał, że jest dobrym fachowcem. Teraz nie ma czasu na sprawdziany, gramy od razu o wysoką stawkę. Autorytet Fornalik w drużynie zbuduje się sam. Trener wie czego chce, jest konsekwentny. To, czego potrzebujemy, to dobra taktyka, a przecież jest w tym świetny. Czy piłkarze go posłuchają, okaże się dopiero w trudnych momentach na boisku. Nikogo nie musi jednak dodatkowo mobilizować.

Rz: Już powoli schodził pan ze sceny, grając w ŁKS Łódź, a tu nagle w dwa miesiące – kontrakt z Legią i powrót do reprezentacji Polski. Marzył pan w ogóle, że pana kariera znowu przyspieszy?

Marek Saganowski:

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie