Nie rozmawiałem o tym z trenerem. Do Legii też przychodziłem nie tylko ze względu na umiejętności piłkarskie, wyczuwało się jakiś problem w szatni i w tej chwili udało nam się wszystko fajnie poukładać. Wszyscy pytali, po co Saganowski, skoro jest Danijel Ljuboja, a okazało się, że obaj możemy pracować dla zespołu. O reprezentacji już trochę zapomniałem, oglądałem Euro, widziałem, że idzie młodość, ale z kadry nigdy oficjalnie nie zrezygnowałem. Zresztą – nie potrafiłbym.
Leo Beenhakker mówił, że zawsze dziękował mu pan za powołanie, nawet gdy z bólem serca sadzał pana na ławce albo trybunach.
Cieszę się z tego, co osiągnąłem. Biorę to, co daje mi życie, nikomu nie zazdroszczę, nie patrzę na innych. Dla mnie najważniejsze jest, by ze spokojem stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie prosto w oczy. Jak przegrywam, to wiem, że tak musiało być, bo czegoś zabrakło, ale na pewno nie ambicji i poświęcenia. Nigdy nie żalę się na los, nie uskarżam na trenera. Nie mówię, że ktoś się na mnie uparł. Wypadek motocyklowy, przez który moja kariera potoczyła się trochę inaczej, spowodował, że zmieniłem spojrzenie na życie. Biorę je na poważnie i staram się dziękować losowi za kolejne szanse.
Czuje się pan spełniony?
W 90 procentach, bo jest jeszcze parę rzeczy, które chciałbym osiągnąć. Mistrzostwo z Legią, 100 goli w ekstraklasie, no i awans na mundial w takiej formie, żeby jeszcze móc na tym turnieju wystąpić. Chcę podziękować Fornalikowi za zaufanie, udowodnię mu, że się nie pomylił.
Liczy pan na miejsce w pierwszym składzie w Podgoricy?