Trzeba przyznać, że wytrzymał w teamie z Woking dość długo jak na standardy Formuły 1. Pierwszy kontrakt podpisał, gdy miał 13 lat. Potem rósł spokojnie, chowany od początku na przyszłą gwiazdę, i zdobywał kolejne szlify: Formuła 3, potem Formuła 2 i wreszcie Formuła 1. Cały czas z perspektywą miejsca w srebrno-czerwonym bolidzie.
Potem, gdy dostał to miejsce, zdobył w 2008 roku mistrzostwo i był szczęśliwy. Obie strony były. Widać na zdjęciach, jak się cieszą i oblewają szampanem.
Zdarzały się oczywiście i zgrzyty. Zwłaszcza od momentu, gdy do zespołu dołączył Jenson Button. Wtedy pojawił się problem, który z nich jest ważniejszy. Obaj to w końcu mistrzowie świata, obaj Brytyjczycy, obaj popularni w ojczyźnie i przyciągający media.
Button miał pretensje, że faworyzowany jest Hamilton, ukochane dziecko McLarena, ale nie odpuszczał. Zdarzały się między nimi nawet kraksy na torze. Teraz Button może odetchnąć i uśmiechnąć się pod nosem. To on okazał się tym wierniejszym.