Anelka, czyli jak palić mosty

Nicolas Anelka przez pięć miesięcy będzie grał w Juventusie Turyn. Włosi kupili tykającą bombę

Publikacja: 29.01.2013 14:29

Anelka, czyli jak palić mosty

Foto: AFP

Europejskie kluby na same transfery Nicolasa Anelki wydały już ponad 120 milionów funtów. Był wszędzie, a jakby nigdzie go nie było. Paris Saint Germain, Real Madryt, Arsenal, Liverpool, Manchester City, Fenerbahce Stambuł, Bolton Wanderers, Chelsea, Szanghaj Shenhua co miesiąc przelewały na jego konto grube miliony, niewiele dostając w zamian. Anelka nie potrafił znaleźć swojego miejsca na ziemi, gdy odchodził do kolejnych klubów, zostawiał za sobą zgniły zapach konfliktów, w jakie wpędzał go porywczy charakter. Teraz na pięć miesięcy zatrudnił go Juventus Turyn, lider włoskiej ligi, który narzeka na brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Anelka zarobi sześćset tysięcy euro.

Pieniądze zawsze były dla niego najważniejsze, w negocjacje z kolejnymi klubami angażował całą rodzinę. Anelka pochodzi z paryskiego przedmieścia Trappes, zaczynał karierę w PSG, ale kiedy zgłosił się po niego Arsene Wenger i zaproponował przenosiny do Arsenalu, piłkarz poleciał do Anglii, jak na skrzydłach, bo w Paryżu czuł się niedoceniany. Arsenal był jedynym klubem, w historii którego zapisał się, jako wielki zawodnik. Miał 19 lat, gdy zdobył mistrzostwo i Puchar Anglii, w reprezentacji Francji strzelił dwa gole w meczu na Wembley, nagle nazwano go cudownym dzieckiem futbolu. I wtedy pomieszało mu się w głowie.

Miał podpisany kontrakt z Arsenalem do 2003 roku, ale zażądał astronomicznej podwyżki, nie zadowalało go 100 tysięcy dolarów tygodniowo. Zatrudnił go Real Madryt, ale wytrzymali tam z nim tylko rok. Kłócił się w każdej szatni, wszędzie mu coś nie odpowiadało. Zaczął tułaczkę po Europie, gdzie kolejne kluby, jakby nieświadome, płaciły wielkie pieniądze za tykającą bombę. Kiedy rok temu wyjeżdżał do Chin, żeby zarabiać sześć milionów euro za sezon, wydawało się, że 32-letni piłkarz zajmie się już tylko pomnażaniem stanu swojego konta. W Chinach nie wytrzymał nerwowo, czuł się tam zupełnie obco, na boisku był cieniem samego siebie. Wrócił do Paryża i grzecznościowo trenował z PSG. Oferta z Juventusu jest dla niego wybawieniem.

Anelka nie gra w reprezentacji Francji od 2010 roku, kiedy został wyrzucony przez Raymonda Domenecha z drużyny podczas mundialu w RPA. W swojej książce selekcjoner nazwał go złym duchem. Awantura w przerwie grupowego meczu z Meksykiem, kiedy Anelka powiedział do trenera: „Sk...ysynu, to zrób sobie własną gównianą drużynę". Skłócona reprezentacja, podzieliła się jeszcze bardziej, piłkarze zaczęli strajkować, nie wyszli z grupy, a później za ich zachowanie przepraszała kibiców nawet minister sportu. Anelka odleciał do Francji, prezesa federacji, który nałożył na niego karę 18 meczów, nazwał clownem, bo i tak nie zamierzał już grać więcej w kadrze.

Anelka jest co prawda mistrzem Europy z 2000 roku, ale turnieju nie strzelił nawet gola. W 1998, 2002 i 2006 nie zmieścił się do kadry, nie koniecznie dlatego, że inni byli od niego lepsi. Trenerzy nie brali go ze strachu.

Europejskie kluby na same transfery Nicolasa Anelki wydały już ponad 120 milionów funtów. Był wszędzie, a jakby nigdzie go nie było. Paris Saint Germain, Real Madryt, Arsenal, Liverpool, Manchester City, Fenerbahce Stambuł, Bolton Wanderers, Chelsea, Szanghaj Shenhua co miesiąc przelewały na jego konto grube miliony, niewiele dostając w zamian. Anelka nie potrafił znaleźć swojego miejsca na ziemi, gdy odchodził do kolejnych klubów, zostawiał za sobą zgniły zapach konfliktów, w jakie wpędzał go porywczy charakter. Teraz na pięć miesięcy zatrudnił go Juventus Turyn, lider włoskiej ligi, który narzeka na brak napastnika z prawdziwego zdarzenia. Anelka zarobi sześćset tysięcy euro.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?