Doping: godziny prawdy Joerga Jaksche

W procesie doktora Fuentesa wreszcie polała się krew: zaczęli zeznawać kolarze. Oni mają nawet więcej do stracenia niż oskarżony. W kolejce już czeka Alberto Contador

Publikacja: 11.02.2013 19:05

Joerga Jaksche

Joerga Jaksche

Foto: PAP/serwis codzienny

- Mam prawo kłamać, mam prawo nie mówić prawdy, mam prawo milczeć - mówił dziennikarzom Eufemiano Fuentes na początku procesu, pokazując, że dobrze wie co mu wolno jako oskarżonemu. A jeszcze lepiej wie, jak wykorzystywać to, że sądzony jest nie za doping, bo w 2006, gdy doktora zatrzymano, to nie było jeszcze w Hiszpanii przestępstwo, tylko za szkodzenie zdrowiu publicznemu.

Świadkowie, którzy zeznają od wczoraj, są w zupełnie innej sytuacji. Zaczął się właśnie procesowy maraton z udziałem najbardziej znanych kolarzy zamieszanych w aferę Fuentesa i sędzia Julia Patricia Santamaria przypomina każdemu z nich, że za składanie fałszywych zeznań może im grozić więzienie.

Po dwóch tygodniach dreptania w miejscu, słuchania przemów oskarżonych, które obrażały inteligencję słuchaczy, teraz dostajemy prawdę między oczy. Zaczął Niemiec Joerg Jaksche , który u doktora szprycował się przez kilka lat. Mówił cztery godziny, oskarżając Fuentesa, ale też tych wszystkich w kolarstwie "którzy pchali nas do dopingu, a potem pierwsi pokazywali palcami". - Zawsze to sportowcy płacą. Nikt nie ponosi konsekwencji za ryzyko, na jakie się nas wystawia - mówił. I opowiadał, jakie to było ryzyko: sztuczna hemoglobina sprowadzana pokątnie z Rosji, transfuzje przeprowadzane w różnych warunkach. Wspominał, że transfuzje czasami były przeprowadzane w podłych warunkach, że Amerykanin Tyler Hamilton po terapiach doktora sikał krwią, a on sam miewał po nich nudności, zaburzenia rytmu serca. – I nie mogłem z tym pójść do lekarza, bo bałem się, że mnie zdemaskują – mówił Jaksche. Przyznał, że decyzję o dopingowaniu się u Fuentesa podjął sam, że szprycował się w każdej grupie (Polti, Telekom, ONCE, CSC, Astana), w której jeździł, poza ostatnią, Tinkoff, ale tłumaczył, że w tamtych czasach nie dało się jeździć z sukcesami bez wspomagania. – Połowa peletonu jeździła na dopingu Fuentesa – zeznawał. – Jestem rozczarowany doktorem, bo mówił że zajmuje się tylko nami, a jak widać współpracował z całym światem. Pewnie to samo powtarzał wszystkim – zarzucał Fuentesowi.

Pytano go, czy podczas wizyt u Fuentesa spotykał np. piłkarzy, ale odpowiedział, że nawet jeśli byli, to ich nie rozpoznał, bo nie ma pojęcia o piłce. Opowiadał natomiast ze szczegółami o całym systemie oszustwa: o lekarzach z Francji i Niemiec, którzy pomagali Fuentesowi poza Hiszpanią. Nazwiska francuskiego doktora nie znał. Niemiecki lekarz to anestezjolog Markus Choina, który nie tylko współpracował przy transfuzjach, ale dzięki żonie aptekarce zapewniał Fuentesowi dostęp do leków, które nie były dostępne w Hiszpanii.

Przez te cztery godziny Jaksche wysadził w powietrze całą linię obrony Fuentesa, który zresztą przed poniedziałkową rozprawą nieoczekiwanie zmienił adwokata. Fuentes próbował przekonać sąd, że transfuzje były dobre dla zdrowia sportowca, przeprowadzane bez zarzutu i że nie podawał im żadnych dopalaczy, a znalezione u niego EPO i hormon wzrostu były dla jego chorej córki i cierpiącego ojca.

- On to robił dla pieniędzy, a nie dla zdrowia. Ani razu nie dał do zrozumienia, że tu chodzi o coś innego niż doping. Dawał mi EPO, hormon wzrostu, IGF-1 (insulinopodobny czynnik wzrostu, bardzo trudno wykrywalny dopingowy hit ostatnich lat - piw), sztuczną hemoglobinę z Rosji, biały proszek, który miałem dosypywać podczas do moczu podczas kontroli, żeby nic nie wykryły - mówił Jaksche.

Niemiec płacił doktorowi 15 tysięcy euro rocznie. Małe kwoty na jego zwykłe konto, a większe na specjalne, w oddziale banku HSBC w Genewie. Niemiec zapronował, że może na dowód pokazać wyciągi ze swojego szwajcarskiego konta. O 15 tysiącach euro mówił też zeznający po nim Włoch Ivan Basso. Umówił się z doktorem na 70 tysięcy, ale nie zrealizowali całej umowy, przekonywał.

Wyznaczone miejsce w kolejce świadków ma od wczoraj Alberto Contador. Chciał zeznawać za pośrednictwem wideokonferencji, bo jest teraz na wyścigu w Omanie, ale sędzia się na to nie zgodziła. Contador ma zeznawać w Madrycie 22 lutego. On, w przeciwieństwie do Jaksche i Basso, nigdy się do dopingu przyznał.22 lutego będzie miał trudny wybór: zaszkodzić swojej kolarskiej karierze, czy zaszkodzić sobie.

- Mam prawo kłamać, mam prawo nie mówić prawdy, mam prawo milczeć - mówił dziennikarzom Eufemiano Fuentes na początku procesu, pokazując, że dobrze wie co mu wolno jako oskarżonemu. A jeszcze lepiej wie, jak wykorzystywać to, że sądzony jest nie za doping, bo w 2006, gdy doktora zatrzymano, to nie było jeszcze w Hiszpanii przestępstwo, tylko za szkodzenie zdrowiu publicznemu.

Świadkowie, którzy zeznają od wczoraj, są w zupełnie innej sytuacji. Zaczął się właśnie procesowy maraton z udziałem najbardziej znanych kolarzy zamieszanych w aferę Fuentesa i sędzia Julia Patricia Santamaria przypomina każdemu z nich, że za składanie fałszywych zeznań może im grozić więzienie.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?