Nie tylko trener myśli o mecie kariery. Pani mówi: mój czas się kończy. Nie za ostro?
Ale przecież to zupełnie naturalne. Nie róbmy tragedii, życie idzie. Mam 30 lat, 15 spędzonych na nartach. Czas zacząć żyć, po prostu. Nie wiem, kiedy to nastąpi. Prawdopodobnie rok mistrzostw w Falun, 2015, będzie rokiem odpoczynku, zastanowienia, czy biegać dalej. Mam szereg zobowiązań, najróżniejszych, prywatnych. I chciałabym je spełnić. W życiu prywatnym ostatni rok był dla mnie najtrudniejszym ze wszystkich. Cieszę się, że zebrałam się na tyle, by były dobre wyniki. Ciało spisuje się nieźle, jak na trzydziestolatkę, nie planuję teraz żadnych operacji. Tylko sanatorium, żeby się zregenerować.
A plan następnych przygotowań już jest?
Maj w Ramsau, czerwiec w Zakopanem, lipiec w Otepaeae, sierpień w Nowej Zelandii, wrzesień w Sierra Nevada, październik na austriackim lodowcu, listopad to nowość: Włochy, Santa Catarina. O ile będzie śnieg.
Co panią nakręca, żeby zaczynać kolejne przygotowania?
Poczucie obowiązku. Moje rodzeństwo spełnia się w innych dziedzinach życia, ale dokładnie w ten sam sposób: jak jest robota, to się za nią biorą. Bo ich tak wychowano. Gdy wstaję rano 1 lipca czy 5 sierpnia, to nie myślę o tym, że mam wygrać z Marit Bjoergen. Mam to gdzieś. Po prostu idę do pracy i staram się ją wykonać jak najlepiej.
Teraz będzie pani to robić z myślą o Soczi i piątej Kuli?
O, nie. Żeby zacząć w ogóle rozmowy na ten temat, trzeba najpierw przeharować od maja do października. Spotkamy się jesienią, to powiem, czy podołałam i w co mierzę. Wiadomo, dlaczego tak myślę o Soczi. W górach biegam doskonale, a do tego trasy tam są bardzo trudne. Niewiele zakrętów, więc o moje piszczele, problem powracający, gdy trzeba biegać łyżwą, też się nie boję. Trzeba będzie mocno postawić na trening stylu dowolnego. Być silnym, lekkim i walecznym.
Zacznie pani odpuszczać niektóre starty w PŚ?
Proszę wierzyć, że to nie ma sensu, my inaczej podchodzimy do treningów niż Norweżki. One się u siebie ścigają bez przerwy, robią treningi interwałowe, które na mnie źle działają. Rosjanie też mają mnóstwo eliminacji do eliminacji i cały czas rywalizują między sobą. Podobnie Szwedzi, Finowie. A mnie nikt nie naciska, zawsze mam miejsce w kadrze, więc nie ma dodatkowych wyścigów. Startami dochodzę do formy. A przy takim sposobie przygotowań potrzebuję dobrych rywalek, które mnie pociągną do przodu. Znajdę je tylko w Pucharze Świata. Przez ostatnie lata robiłam coś, co mi dało tyle sukcesów, walczymy razem z moją drużyną jak równi z równymi z Norwegami, choć to walka Dawida z Goliatem. Dajemy radę. Dlatego serdecznie wszystkim ekspertom dziękuję za podpowiedzi.
Potrafi sobie pani w ogóle wyobrazić siebie na mistrzostwach świata w Falun, na tych trasach, o które było tyle zamieszania?
Średnio.
A mistrzostwa świata 2017 w Lahti, gdzie pani zawsze dobrze biegała, to już inna rozmowa?
Inna. Zobaczymy, jak będzie. Z biegiem lat coraz trudniej mi przychodzi wyrzekanie się wszystkiego, co wokół. Mój trening się nie zmienia, zmienia się świadomość, jak wiele trzeba było poświęcić, by znów podołać. I nie biega się z tą wiedzą lekko. Wiele razy powtarzałam, że Soczi będzie końcem czegoś. A czy będzie tylko końcem, czy może też początkiem czegoś nowego, czy będzie jakieś sportowe „potem"? Tego nawet ja sama dziś nie wiem.