Ofiara polskiego piekiełka

Ludovic Obraniak zrezygnował z gry w reprezentacji Polski.

Publikacja: 16.05.2013 19:59

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Poinformował o tym dyrektora technicznego reprezentacji, wysyłając mu sms i powiedział dziennikarzowi "Super Expressu”, któremu ufał.

Taka forma pożegnania w polskiej kulturze nie uchodzi za zbyt elegancką, więc można się spodziewać, że na piłkarza spadnie kolejna fala krytyki. Już się do niej przyzwyczaił. Zapewne najmilszy dzień w jego polskiej karierze to 12 sierpnia 2009 roku - debiut w kadrze był wymarzony. Polska wygrała z Grecją 2:0 a Obraniak strzelił obydwie bramki (trenerem był wtedy Leo Beenhakker). Mieliśmy nowego bohatera.

Ale później tak dobrze mu nie szło. Strzelał wprawdzie efektowne gole, jednak nie stał się motorem napędowym kadry. Wszyscy grali słabo, ale od niego wymagano więcej. Z czasem zaczęto nawet dawać do zrozumienia, że mu nie zależy. Mówiono, że gra słabiej w kadrze, bo wypromował się we Francji i zdążył nawet zamienić klub na lepszy - z Lille przeszedł do Bordeaux. Uderzenia spadały z różnych stron. Kapitan reprezentacji Jakub Błaszczykowski publicznie skrytykował Obraniaka, że osłabił drużynę, gdy dostał czerwoną kartkę w meczu z Czarnogórą. Potem było jeszcze gorzej. Przed meczami z Ukrainą i San Marino dziennikarze zastanawiali się na jakiej pozycji Waldemar Fornalik ustawić ma Obraniaka i czy w ogóle wpuszczać go na boisko.

Niepotrzebnie wywołano "problem Obraniaka". Najpierw Jan Tomaszewski mówił o "francuskich śmieciach", potem prezes PZPN Zbigniew Boniek oświadczył, że w reprezentacji powinni grać tylko piłkarze mówiący po polsku. Wprawdzie dodawał, że chodzi o tych, którzy do kadry dopiero trafią, ale było to jednak wotum nieufności.

Obraniak rzeczywiście nie mówi po polsku, nie jest też szczególnie towarzyski. Nie miał "swoich" dziennikarzy, którym żaliłby się i sprzedawał im poufne informacje. Jest człowiekiem wyobcowanym, ale piłkarzem na tyle dobrym, że powinno się o niego dbać.

Nie znalazł się w kadrze i reprezentacji nikt, kto by mu pomógł. W czasach Franciszka Smudy życzliwie zajmowali się nim mówiący po francusku Tomasz Frankowski i Michał Żewłakow. Od kiedy trenerem jest Waldemar Fornalik - już nikt. Obraniakowi bardziej od tłumacza potrzebna była życzliwa osoba, może psycholog, który wniknąłby w jego skomplikowaną naturę. Miał prawo czuć się odrzucony a nawet prześladowany. Nic dziwnego, że kiedy opuszczał ostatnie zgrupowanie, powiedział, że przeżywał w Polsce wyjątkowo przykre dni.

Szkoda człowieka, dobrego piłkarza, którego umiejętności ani Smuda, ani Fornalik nie potrafili wykorzystać a PZPN nie interweniował.

Sytuacja Obraniaka jest przykładem polskiego piłkarskiego piekiełka, w którym niszczenie ludzi  sprawia niektórym przyjemność. Znam parę osób, które w tej sprawie powinny uderzyć się w pierś.

Poinformował o tym dyrektora technicznego reprezentacji, wysyłając mu sms i powiedział dziennikarzowi "Super Expressu”, któremu ufał.

Taka forma pożegnania w polskiej kulturze nie uchodzi za zbyt elegancką, więc można się spodziewać, że na piłkarza spadnie kolejna fala krytyki. Już się do niej przyzwyczaił. Zapewne najmilszy dzień w jego polskiej karierze to 12 sierpnia 2009 roku - debiut w kadrze był wymarzony. Polska wygrała z Grecją 2:0 a Obraniak strzelił obydwie bramki (trenerem był wtedy Leo Beenhakker). Mieliśmy nowego bohatera.

Pozostało 81% artykułu
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?