Wielkie kłamstwo w małej dawce

Nikt już chyba nie wierzy, że kolarstwo po Armstrongu będzie czyste. Skrupułów nie ma, na szczęście są coraz lepsze pułapki na EPO.

Publikacja: 11.06.2013 20:50

Danilo di Luca wpadł podczas kontroli zrobionej tuż przed Giro D’Italia

Danilo di Luca wpadł podczas kontroli zrobionej tuż przed Giro D’Italia

Foto: AFP

Starzy rockersi nie odchodzą, ich nawyki też nie – pisał jeden z komentatorów, gdy dopingowy wstyd dosięgnął w niedawnym Giro d'Italia złapanego na EPO Danilo di Lucę. Weterana z sukcesami i bardzo nieciekawą kartą dopingową: jest w niej i trzymiesięczna dyskwalifikacja za udowodnione kontakty z doktorem objętym zakazem działania w sporcie, i dwa lata zawieszenia za wpadkę, zmniejszone do dziewięciu miesięcy po współpracy z komisją antydopingową. Starzy rockersi po prostu nie umieją inaczej, nieważne czy w czasach dopingowej omerty czy teraz, gdy po aferze Lance'a Armstronga peleton na wyścigi potępia złapanych, których kiedyś osłaniał.

Ale wpadają nie tylko weterani. Podczas Giro lub w trakcie przygotowań do pierwszego wielkiego touru po Armstrongu, złapano trzech kolarzy i tylko Di Luca był po trzydziestce. 29-letni Francuz Sylvain Georges brał rozszerzający naczynia krwionośne heptaminol, a 28-letni Włoch Mauro Santambrogio, zwycięzca jednego z etapów, dopingował się EPO tak jak Di Luca, jego kolega z grupy Fantini.

Jeśli do tej trójki dodać wszystkich kolarzy złapanych na dopingu od początku roku: od całej grupy złapanych na GW1516, przez Nikitę Nowikowa, który brał działającą anabolicznie ostarynę, po Aleksandra Serebriakowa, kolejnego skuszonego przez EPO, widać wyraźnie, że nadzieje na przemianę, która się miała dokonać w kolarzach, przestają mieć jakiekolwiek podstawy. Armstrong Armstrongiem, USADA USADĄ, a ścigać się i zarabiać trzeba.

Gdy się raz wpuściło do sportu EPO, czyli pomagającą w dotlenianiu mięśni erytropoetynę, trudno ją wyrzucić. To jest hormon, który – jak mówi włoski guru antydopingu Sandro Donati, były trener – zniszczył etykę sportu tak, jak żaden inny doping przed nim. Erytropoetyna potrafi zdziałać w sportach wytrzymałościowych, ale nie tylko, takie cuda, że w czasach jej słabej wykrywalności zawodnicy, którzy chcieli być uczciwi, sami siebie skazywali na biedowanie na marginesie wielkiego sportu.

Nagle, jak wspomina Donati, fachowców z planami treningowymi zastąpili szarlatani z dobrym dostępem do aptek. A gdy powstawały coraz doskonalsze testy na EPO, oszuści zaczęli znów doceniać zapomniane podczas erytropoetynowego szału transfuzje podrasowanej krwi, ale EPO nie porzucili. Tylko zaczęli je chętniej stosować w tzw. mikrodawkach. Chodziło o tak małe porcje, żeby je można było wstrzyknąć późno w nocy, gdy kontrolerzy już nie mogą zrobić nalotu, i zdążyć wypłukać ślady (pijąc duże ilości wody) przez kilka godzin, do rana, zanim kontroler znów ma prawo zapukać do drzwi. Bardzo długo taki sposób podtrzymywania formy był praktycznie niewykrywalny.

Ale zdaje się, że dopingowicze nie docenili podanej w lutym informacji o nowej, czułej również na mikrodawki metodzie testowania. Ostatnie wpadki na EPO to właśnie efekt tego testu. Teraz czas, by go zaczęły częściej stosować federacje tych sportów, które w cieniu wystawianego ciągle na strzał kolarstwa przegrywają walkę z dopingiem nie mniej dotkliwie.

Sport
Kodeks dobrych praktyk. „Wysokość wsparcia będzie przedmiotem dyskusji"
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku