Holdingi medialne British Sky Broadcasting Group i BT Group zapłaciły za prawa do pokazywania meczów Premier League sezonu 2013/2014 niebagatelną sumę trzech miliardów funtów. Spotkania będą transmitowane do 212 krajów i będzie mogło je oglądać nawet 4,7 miliarda ludzi.
Najwyższa klasa rozgrywkowa w Anglii jest atrakcyjna nie tylko dla fanów, ale też dla piłkarzy. Wielu zawodników na pytanie, gdzie chciałoby występować, odpowiada, że w Realu Madryt, Barcelonie lub „którymś z angielskich klubów" (chociaż zwykle chodzi o wielką piątkę: Manchester United, Manchester City, Arsenal, Chelsea i Liverpool; ostatnio do tego grona aspiruje również Tottenham Hotspur).
Zainteresowanie graczy wykorzystują właściciele zespołów. Kupują najlepszych piłkarzy nie tylko z Europy, ale ze wszystkich kontynentów. W każdym okienku transferowym nazwy angielskich zespołów pojawiają się na pierwszych stronach gazet. Kibice i dziennikarze zastanawiają się, kto opuści Wyspy Brytyjskie, a kto na nich zamieszka. Wydawać by się mogło, że reprezentacja kraju, w którym istnieje tak silna, bogata i atrakcyjna liga powinna być hegemonem na arenie międzynarodowej. Rzeczywistość weryfikuje podobne przypuszczenia. Angielska drużyna narodowa nie zdobyła żadnego znaczącego trofeum od czasu mistrzostwa świata w 1966 roku.
Działacze już od kilkunastu lat starają się znaleźć przyczynę słabej postawy reprezentacji. Doszli do wniosku, który narzuca się sam podczas oglądania meczów Premier League – w angielskiej lidze nie ma Anglików. Jak się okazuje bogactwo oraz atrakcyjność wcale nie muszą być zbawienne i gwarantować rozwoju wszystkim.
Kluby chcą osiągać jak najlepsze wyniki. Do tego potrzebują jak najlepszych piłkarzy. I obierają drogę na skróty. Kupują najmocniejszych zawodników z innych lig. Zapominając o tym, że mają również szkółki piłkarskie, a w nich zdolnych wychowanków, którzy tylko czekają, aby dostać szansę.