Trudno o bardziej emocjonujący finał – dwaj niemieccy rywale pojechali meleksami na dołek nr 17, widzowie ruszyli za nimi. To była czwarta dogrywka. TVP Sport sporo przedłużyła transmisję, a pytanie, kto wygra, wciąż nie miało odpowiedzi.
Szli Anton Kirstein i Florian Fritsch. Jeden – rekordzista pola z poniedziałku, lider po dwóch rundach i 17 dołkach, drugi – najbardziej zaciekły z grupy pościgowej. Kiedy pierwszy z nich wchodził na ostatni dołek zasadniczej rundy finałowej niemal był dumnym zwycięzcą, wystarczyło zagrać wedle normy (par) cztery uderzenia i byłoby po sprawie. Drugi czekał spokojnie w domku klubowym, patrzył w telewizor.
Kirstein nie zagrał po mistrzowsku, nieudany putt, pięć uderzeń, a to oznaczało dogrywkę. Reguła prosta – wygra ten, który pierwszy wygra dołek. Sędziowie wybrali osiemnastkę, to naturalna sprawa kończyć rywalizację przed kamerami i blisko widzów. Trzy razy jeździli po 400 m z golfistami na start, trzy razy obaj kandydaci do tytułu grali po 4 uderzenia, choć niekiedy piłka lądowała jednemu lub drugiemu w wysokiej trawie.
Zmieniono dołek na krótszy, 180 m do flagi, norma 3 uderzenia. I wtedy Fritsch, starszy z Niemców, wreszcie wykonał strzał mistrza. Piłka spadła niecały metr od flagi, rywal swoją położył znacznie dalej i potem zagrał słabo jeszcze raz, dopiero za czwartym uderzeniem trafił do dołka. Potem już wszystko było wedle reguł – jeden putt Fritscha, birdie i radość. Mistrz otwartych międzynarodowych mistrzostw Polski ma 28 lat, solidne miejsce w lidze Pro Golf Tour, po odebraniu czeku na 5000 euro awansuje na drugie miejsce klasyfikacji. Może za rok, dwa, będzie grał w wyższej lidze i bardzo dobrze wspominał środowe popołudnie na trudnym polu koło Pasłęka.
Antona Kirsteina trochę żal, ale młody golfista z Frankfurtu, chrześniak Juergena Grabowskiego (kto dziś pamięta piłkarskiego mistrza świata z 1974 roku) też ma talent. Trochę zjadły go nerwy, trochę nie wytrzymał ciężaru prowadzenia trzema punktami na kilka dołków przed końcem. No i ten putt, który dał szansę starszemu koledze.