Kolarz, który ratował Włochy

Gino Bartali, wielokrotny zwycięzca Tour de France i Giro Italia, zapisał piękną kartę we włoskim ruchu oporu.

Publikacja: 07.09.2013 01:01

Gino Bartali

Gino Bartali

Foto: AFP

Korespondencja z Rzymu

Gino Bartali, jedna z ikon włoskiego sportu, wygrał Tour de France przed i po wojnie. Podczas niemieckiej okupacji ratował Żydów przed wywózką do Auschwitz, a jedną z rodzin przechowywał we własnym mieszkaniu. Szeroka włoska opinia publiczna o szczegółach dowiaduje się dopiero teraz, dzięki wydanej właśnie książce „Droga ku odwadze" Aili i Andresa McConnon.

Pod koniec września 1943 r. do Bartalich zadzwonił arcybiskup Florencji kardynał Elia Dalla Costa, który trzy lata wcześniej udzielił im ślubu. Zaprosił Bartalego do siebie i w pałacu arcybiskupim wyjaśnił, że Niemcy i faszyści wyłapują Żydów, których czeka wywózka do Niemiec i śmierć, a Toskania jest pełna żydowskich uchodźców, potrzebujących fałszywych dokumentów. Kardynał znalazł fałszerza w Asyżu, ale potrzebował łącznika. Ostrzegł, że wpadka grozi śmiercią albo obozem koncentracyjnym. Bartali się zgodził i od tej pory przez wiele miesięcy regularnie przewoził w ramie roweru zdjęcia i dokumenty wkładane w rurę przez otwór po zdjętym siodełku. Czasem przekazywał je innemu łącznikowi, a czasem dostarczał osobiście zainteresowanym tam, gdzie się ukrywali.

Tysiąc uratowanych

Co więcej, na rowerze prowadził rekonesans przy linii frontu, by wybadać jak najbezpieczniej powieźć i podprowadzić Żydów do przewodników, którzy przerzucą ich na stronę aliantów. Bartali ryzykował wiele. Na wezwanie do wojska nowopowstałej republiki Salo' Mussoliniego nie odpowiedział. Był dezerterem. Szczęściem z włoskimi posterunkami nie miał kłopotów. Zazwyczaj poznawali go od razu i przepuszczali nie zadając żadnych kłopotliwych pytań, szczęśliwi, że mają okazję zamienić kilka słów ze sportową gwiazdą i dostać autograf. Konspiracji pomógł też panujący wówczas w Italii kompletny chaos. 25 lipca 1943 roku Wielka Rada Faszystowska obaliła Mussoliniego. Sześć tygodni później rząd marszałka Pietro Badoglio podpisał rozejm z aliantami, by następnego dnia wraz z rodziną królewską ewakuować się do będącego już w rękach aliantów Brindisi (wtedy w rękach amerykańsko-brytyjskich była Sycylia i stopa włoskiego buta). 12 września niemieckie komando po brawurowej akcji uwolniło Mussoliniego więzionego w górskim hotelu w masywie Gran Sasso. Jedenaście dni później Duce proklamował faszystowską republikę Salo'. Ale wówczas Italia była już pod niemiecką okupacją. Niemniej jednak, w ciągu tych kilku tygodni na wolność wypuszczono więźniów politycznych i internowanych w obozach Żydów, armia poszła w rozsypkę. Zaczął się organizować ruch oporu. Nad tym chaosem ani Niemcom ani republice Salo' już się nie udało w pełni zapanować. Jak się szacuje  Bartali przewiózł w ramie roweru dokumenty blisko tysiąca Żydów, którzy dzięki temu uniknęli komór gazowych Auschwitz.

Poza tym Bartali, o czym niemal nikt przed wydaniem książki rodzeństwa McConnon nie wiedział, ukrywał w swoim mieszkaniu rodzinę Goldenbergów. Giacomo Goldenberg przybył do Florencji po I wojnie z Kiszyniowa. Otworzył we Florencji sklep z tekstyliami. Poznali się z Gino, gdy ten pracował w sklepie rowerowym nieopodal. Potem Goldenbergowie wyprowadzili się do Fiume (dziś leżąca w Chorwacji Rijeka). Ale w 1940 roku, gdy Włochy przystąpiły do wojny, represje wobec „niewłoskich" Żydów, czyli przybyłych do Italii po pierwszej wojnie, nasiliły się. Goldenbergowie uniknęli aresztowania, bo gdy przyszła po nich policja, nikogo nie było ich w domu. Zwrócili się o pomoc i Gino poprzez kuzyna znalazł im mieszkanie we Fiesoli pod Florencją, gdzie lokalne władze w ramach zarządzonych przez reżim represji ograniczyły się jedynie do rejestracji niewłoskich Żydów, zakazu opuszczania miasteczka i  nakazu meldowania się co tydzień na policji. Tak minęły trzy lata. Rząd Salo' jesienią 1943 roku opublikował tzw. Manifest z Werony, który uznawał wszystkich Żydów za wrogów państwa i odbierał im prawo do posiadania czegokolwiek. Inny podpisany przez Mussoliniego dekret praktycznie skazywał ich na deportację do niemieckich obozów zagłady. Stali się zwierzyną łowną. Za pomaganie i ukrywanie Żydów groziła śmierć. Za wydanie ukrywających się płacono 9 tysięcy lirów od głowy, co przy dniówce robotnika wynoszącej 30 lirów było fortuną i ogromną pokusą. Bartali uznał, że Goldenbergowie we Fiesoli ryzykują zbyt wiele, więc ukrył ich w mieszkaniu kupionym przed wojną po wygraniu Touru '38,  w rodzinnym Ponte a Ema. Na wiosnę 1944 roku Niemcy i faszystowska policja poszukując Żydów przeprowadzili w okolicy kilka łapanek i rewizji, więc Gino przeniósł Goldenbergów do  bezpiecznej, choć pozbawionej światła i wody piwnicy kilka domów dalej, którą wynajął rzekomo na warsztat i magazyn. Tak Goldenbergowie przeżyli wojnę. Giorgio, syn Giacomo, żyje do dziś w Izraelu.

List od papieża

Poza tym Gino korzystając ze swojej popularności zbierał po okolicznych wioskach żywność, przekazywaną potem kościelnymi kanałami do Watykanu na potrzeby kłębiącego się tam tłumu uchodźców, w tym wielu Żydów. W lipcu 1944 r. Pius XII wysłał Bartalemu list z podziękowaniami. Nie wiadomo czy za żywność czy za zasługi w ratowaniu Żydów. List wpadł w ręce faszystowskiej policji. Gino trafił do florenckich kazamatów. Usłyszał absurdalne oskarżenie: „Wysyłasz broń do Watykanu!". Ale był to pretekst. Prawdziwą naturę podejrzanych związków Bartalego z Watykanem miało wykryć śledztwo. Gino miał niebywałe szczęście. Czwartego dnia przesłuchań wśród śledczych znalazł się kapitan Olesindo Salmi, fanatyczny kibic kolarstwa i dowódca jednostki, w której Gino odbywał służbę wojskową. Nazajutrz Bartali był wolny, a cztery tygodnie później alianci wyzwolili Florencję.

Maleńki trybik

Pierwsze szersze informacje o ratującej Żydów siatce pojawiły się dopiero w 1978 r. Opisał ją wraz z o. Niccaccim w książce „The Assisi Underground" (Podziemie w Asyżu) urodzony w przedwojennej Polsce w Brześciu Alexander Ramati. W siedem lat później na jej podstawie powstał film z Jamesem Masonem. Przewijała się w nim, choć drugoplanowo, postać Bartalego. Gdy włoskie media zaczęły wypytywać kolarza o szczegóły, oburzał się i odsyłał dziennikarzy z kwitkiem. Wyjaśniał, że chce do historii przejść jako zwycięzca wyścigów, które wygrywał dla sławy, natomiast udział w konspiracji był jego prywatną, osobistą sprawą, która powinna taką pozostać. Jak tłumaczył: „Nie chcę pozować na bohatera. Bohaterami byli ci, którzy wtedy ginęli, odnosili rany albo lądowali na długo w faszystowskim więzieniu. Mnie się nic nie stało. Poza tym ja byłem maleńkim, nieważnym trybikiem wielkiej machiny. Piszcie o tych, którzy to zorganizowali". I już nigdy potem o tym nie mówił.

Może dlatego dopiero w 2005 r. został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Carlo Azeglio Ciampiego Złotym Medalem Zasługi. Instytut Jad Waszem uhonorował Bartalego tytułem "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata" dopiero w 2012 r.

Epicka walka

Do historii kolarstwa Bartali przeszedł jako triumfator Tour de France '48 po walce godnej eposu. Do historii Włoch jako ten, który dzięki wspaniałej wiktorii pomógł Italii uniknąć wojny domowej. Na Tour '48 Gino pojechał w wieku 34 lat. Mówili już o nim „Stary", a francuskie gazety pisały, że „Gino to dziś zwykły kolarz drugiej klasy". Dziesięć miesięcy wcześniej w wyborach chadecja wygrała z komunistami, ale w kraju utrzymywało się napięcie, atmosfera konfrontacji i nienawiści. Italia była zrujnowana i zdemoralizowana przegraną wojną. Szalały strajki i protesty. Tour zaczął się 30 czerwca. Z opisów wynika, że Włosi emocjonowali się Tourem jak Polacy w latach 50-tych Wyścigiem Pokoju. Gino nawet wygrał trzy etapy, ale czuł, że siły go opuszczają. 13 lipca podczas wspinaczki na Col de Turini najpierw złapał gumę, potem dogonił rywali i wtedy organizm się zbuntował. Przyjechał na metę ze stratą ponad 21 minut do lidera. W kolarstwie to wieczność. „Król gór umarł" – obwieściła sportowa prasa.

Następnego dnia w Rzymie Antonio Pallante ciężko ranił trzema kulami przywódcę włoskich komunistów Palmiro Togliattiego. Natychmiast wybuchły masowe, krwawe zamieszki. Kilka osób zginęło. Kilkaset zostało rannych. Wprowadzono godzinę policyjną. Italia stanęła na skraju wojny domowej. Do Bartalego do hotelu w Cannes zadzwonił premier Alcide De Gasperi: „Gino, czy ty możesz jeszcze wygrać ten wyścig? To by bardzo pomogło, bo u nas w kraju wielki zamęt. Robi się bardzo niebezpiecznie. Proszę, spróbuj". Następnego dnia 13 etap do Briancon z trzema ośnieżonymi górami po drodze, po 10 godzinach walki i losami ojczyzny na plecach, Bartali wygrał z przewagą 6 minut nad drugim Jeanem Robikiem, ale liczącej się w klasyfikacji konkurencji dołożył niemal 20 minut. Następnego dnia na równie trudnym górskim etap do Aix-les-Bains Gino jechał jak natchniony, zdemolował rywali i założył żółtą koszulkę lidera, by już jej nie oddać. Włosi wpadli w euforię i wylegli wiwatować na ulice. Parlament przerwał obrady. Polityczni wrogowie wpadli sobie w ramiona.

Oscar Luigi Scalfaro, były prezydent Włoch, wspominając te chwile mówił o eksplozji patriotycznej radości: „To było jak wiatr, który przegania chmury". Zmarły w tym roku  Giulio Andreotti, w 1948 roku sekretarz gabinetu De Gasperiego, a potem 7-krotny premier Włoch,  powiedział: „Bartali pomógł rozładować ogromne napięcie. Pomógł uchronić kraj przed bratobójczą wojną". Gino skomentował te opinie po swojemu: „Bez przesady. Co najwyżej pomogłem Włochom odnaleźć uśmiech w tych ciężkich czasach".

Gdy Gino Bartali umarł 5 maja 2000 r. „Gazetta dello Sport" napisała: „Żegnaj Gino. Mamy wszyscy wobec Ciebie niespłacony dług. Gdy byliśmy biedni, słabi i zrezygnowani, przywróciłeś nam poczucie honoru".

Korespondencja z Rzymu

Gino Bartali, jedna z ikon włoskiego sportu, wygrał Tour de France przed i po wojnie. Podczas niemieckiej okupacji ratował Żydów przed wywózką do Auschwitz, a jedną z rodzin przechowywał we własnym mieszkaniu. Szeroka włoska opinia publiczna o szczegółach dowiaduje się dopiero teraz, dzięki wydanej właśnie książce „Droga ku odwadze" Aili i Andresa McConnon.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?