Nie.
Jak się panu żyje w Sewastopolu?
Dla rodziny jest super. To Krym, blisko Turcji, tropiki. Morze, piękna pogoda, takie ukraińskie Monte Carlo. Nawet drożej jest, ale na pewno nie tak, jak we Francji. W Doniecku było gorzej, brudniej. Nie dało się cieszyć życiem, ale cieszyłem się wielką piłką. W Sewastopolu jest młody klub, który ma ambicję coś osiągnąć. Bardzo mi schlebia to, że budowa zespołu została na mnie oparta.
Mówi pan już ze wschodnim akcentem...
Od trzynastu lat mieszkam na Ukrainie, w Polsce bywam rzadko. W swoim języku rozmawiam tylko w domu.
Zostanie pan tam po zakończeniu kariery?
Nie wiem. Mam troje dzieci, mówią po rosyjsku, ale uczą się też angielskiego i hiszpańskiego. Do niedawna walczyłem o powrót do zdrowia, więc teraz cieszę się, że gram w piłkę. To mi daje przyjemność. Jeśli któregoś dnia nie poczuję dreszczyku emocji przy wychodzeniu na boisko, to dam sobie spokój i zajmę się czymś innym. Ale nie wiem jeszcze czym.
Wraca pan do kadry w sytuacji beznadziejnej...
Patrząc na to, jakie były wyniki do tej pory – rzeczywiście. Z drugiej strony to tylko mecz. Jeżeli Ukraina mogła wygrać w Warszawie, my możemy zrobić to samo w Charkowie. Założenia na mecz na własnym boisku wzięły w łeb po siedmiu minutach. Co można było zrobić? Wszystko zmieniać? To był szok i teraz trzeba zrobić szok Ukraińcom, odpłacić się pięknym za nadobne.
Zna pan pół ukraińskiej reprezentacji...
Anatolij Tymoszczuk, Jarosław Rakicki, Taras Stepanienko, Jewhen Konoplianka, Andrij Piatow, Marco Dević, Jewhen Selezniow, Wiaczesław Szewczuk... Dość. Jeden nawet teraz mi napisał esemesa, że musimy pogadać. Codziennie ktoś dzwoni. Zaraz po powołaniu odzywali się nawet bardzo wysoko postawieni ludzie, co sprawiło mi olbrzymią przyjemność. Na Ukrainie mają do mnie dużo szacunku. Cieszyli się, że wracam do kadry.
Z kadry na Euro 2008 zostało was trzech – pan, Marcin Wasilewski i Artur Boruc. Maciej Żurawski czy Ebi Smolarek zniknęli, chociaż są młodsi.
Charakter jest bardzo ważny. Nie myślę o piłce jak o zabawie. Przed każdym sezonem stawiam sobie cel i się go trzymam. Mogłem zostać w Doniecku, palić lulki, a kasa kapie na konto. Ale to nie było w moim stylu. Wiedziałem, jakie są inwestycje, jacy zawodnicy przychodzą i poszukałem klubu, w którym mógłbym grać. Nie boję się wyzwań.
Wyobraża pan sobie, że za dwa tygodnie wchodzi do szatni w Sewastopolu i...
Mam podniesioną głowę. Nie mogę się tego doczekać.