Na tegoroczne alpejskie mistrzostwa świata do Schladming (Austria) Amerykanka leciała jako jedna z faworytek – medalowe żniwa miała rozpocząć od supergiganta. W tej konkurencji wygrała 20 wyścigów PŚ, zdobyła złoto i srebro mistrzostw świata oraz brąz igrzysk olimpijskich.
Nadzieje prysły 5 lutego, w połowie pierwszego przejazdu. W środkowej części trasy po jednym ze skoków Vonn straciła równowagę i upadła na śnieg. O podniesieniu się o własnych siłach nie było mowy, helikopter zabrał ją do szpitala. Diagnoza – zerwanie więzadeł krzyżowych i bocznych w prawej nodze oraz pęknięta kość piszczelowa – oznaczała koniec sezonu.
– W latach 70. czy 80. taki uraz równałby się zakończeniu kariery, ponieważ lekarze nie wiedzieli, jak sobie z tym radzić. Teraz mamy większe doświadczenie i możliwości, dlatego nawet po tak groźnych kontuzjach można wrócić do startów – mówił doktor Bill Sterett, który kilka dni później operował Vonn w Vail w stanie Kolorado.
Program rekonwalescencji nie nastrajał jednak optymizmem. Założenie butów narciarskich przewidziano dopiero na listopad.
Kolano wytrzymało
Ale plany te trzeba było zweryfikować, bo od początku wszystko przebiegało wyjątkowo dobrze. Po konsultacji z lekarzami Amerykanka zdecydowała się założyć narty już 31 sierpnia podczas wypadu do Chile. – Nie mogłam się doczekać aż stanę na śniegu. Na pewno warto było spróbować. Kwestia powrotu wygląda naprawdę obiecująco, znacznie lepiej niż ktokolwiek zakładał – powiedziała po krótkiej przejażdżce. Lekarze też byli zadowoleni. Kolano wytrzymało, nie pojawił się ból ani opuchlizna. – Ona jest wyjątkowa. Jej zaangażowanie w treningi jest wzorowe – mówił współpracujący z amerykańskimi narciarzami doktor Michael J. Rossi.