– W tym kraju kibice kochają wyścigi – mówi Jenson Button, zwycięzca Grand Prix Japonii z 2011 roku. – Mechanicy mówili mi, że w środę na głównej trybunie siedziały już setki ludzi. Przyglądali się, jak rozstawiają wyposażenie garażu i nie przeszkadzał im nawet ulewny deszcz. To prawdziwi fani, nie tak jak w Monako!
Podobnie jest po wyścigu: kiedy nad Suzuką zapada już zmierzch, a mechanicy szybko kończą pakować samochody i sprzęt, naprzeciwko garaży wciąż siedzą kibice, oczywiście błyskając fleszami aparatów fotograficznych. Czy to przed, czy po Grand Prix – na torze jest więcej kibiców niż przez cały weekend w takich miejscach jak Szanghaj czy Bahrajn.
Każdy kierowca traktowany jest tu niczym bóstwo. Fani wykazują się niebywałą inwencją, projektując własne koszulki, transparenty z serduszkami czy też nakrycia głowy w kształcie wyścigowych samochodów. Z jednej strony japońska kultura nakazuje im zachowywać pełen szacunku dystans, a z drugiej żaden kibic nie może pozostać obojętny na obecność takich gwiazd w zasięgu ręki. Gdy kierowcy rankiem próbują dostać się na tor, ich samochody są dosłownie oblepiane wrzeszczącymi i piszczącymi fanami.
Każdy chce dotknąć swojego idola czy zdobyć autograf. Japońska powściągliwość pryska w starciu z uwielbieniem, którym kibice darzą głównych aktorów tego widowiska. Większość kierowców mieszka w hotelu położonym tuż przy torze, ale przejazd samochodem w pobliże padoku zajmuje im dużo czasu. Mimo asysty usłużnych policjantów torujących drogę, auta – zwłaszcza, gdy są to trudne do przeoczenia Maserati, którymi zazwyczaj posługują się zawodnicy Ferrari – po prostu grzęzną w tłumie.
Grand Prix Japonii tradycyjnie odbywa się w końcówce sezonu i na tym torze aż jedenaście razy rozstrzygała się walka o mistrzostwo świata – w tym trzykrotnie na korzyść Ayrtona Senny, który swoje wszystkie tytuły pieczętował właśnie na Suzuce. Dlatego wspomniany już hotel przy torze często bywał areną niesamowitych scen. W 2003 roku Michael Schumacher świętował tu swój szósty tytuł mistrza świata i po stronie strat zapisano m.in. przewróconą lodówkę i wyrzucony przez okno telewizor. Schumi postanowił także przeprowadzić dogrywkę, jeżdżąc wózkiem widłowym po padoku w towarzystwie swojego brata Ralfa oraz jego zespołowego partnera z Toyoty, Oliviera Panisa. W 1996 roku świeżo upieczony wicemistrz świata Jacques Villeneuve w towarzystwie kolegów z toru, Davida Coultharda i Miki Salo, ogolili sobie głowy na łyso, pieczętując zakończenie sezonu.