Wydawnictwo LTW z Łomianek wydało właśnie książkę Karola Zbyszewskiego, w której znalazły się felietony, ale i coś w rodzaju pamiętnika, poświęconego polskim piłkarzom, którzy zaczęli eliminacje od porażki z Walią w Cardiff, a skończyli „zwycięskim remisem" na Wembley, a w konsekwencji trzecim miejscem na świecie.
Karol Zbyszewski (1904– 1990), publicysta (kontrowersyjna książka „Niemcewicz od przodu i tyłu"), satyryk, dziennikarz, żołnierz Brygady Podhalańskiej pod Narvikiem, po wojnie osiadł w Londynie i stamtąd śledził losy Polski i Polaków. A ponieważ sam grał w piłkę na poziomie klasy A i miał swoją sportową audycję w „Radiu Wolna Europa", szczególnie przeżywał mecze reprezentacji Kazimierza Górskiego w latach 1973/1974.
Spostrzeżenia Zbyszewskiego na temat gry dziś brzmią anachronicznie, ale niektóre są nadal aktualne. Z wyjątkiem uwagi, że kiedy poznaliśmy składy grup eliminacyjnych i Polska znalazła się z Anglią oraz Walią, za jednego funta postawionego na miejsce naszej drużyny w pierwszej trójce mundialu można było u londyńskich bukmacherów dostać 300 funtów. Nikt w nas nie wierzył. Gdyby ktoś postawił sto funtów, to według cen z roku 1974, zarobiłby 30 tysięcy, a to wystarczało na willę na Majorce. A dziś, ile skłonni bylibyśmy postawić na naszą reprezentację?
Po zwycięskim meczu z Argentyną Zbyszewskiego „zachwycały jelenie biegi Laty, strzały Deyny z 25 metrów, przemyślne akcje Gadochy. W obronie ogromny Gorgoń był skałą". O akcji Deyny w meczu z Włochami: „ostre podanie dołem, Deyna w biegu, bez stopowania piłki, z 30 metrów, z trzaskiem piorunu, wyrżnął atomowo, półgórnie, koło słupka. Takie bramki widuje się tylko w stuletnią rocznicę wynalezienia dynamitu".
I dalej: „Brydżyści mówią teraz: A ja go, buch, Deyną pikowym! Miałem koronkę Deynów. To jasne, zamiast as mówi się teraz »Deyna«. To porywający widok, kiedy Lato – ekspres lub Gadocha – kurier pędzą po skrzydle. Kiedy giętki Szarmach czyha jak lampart na polu bramkowym. ...Nie można się tego dość napodziwiać".