Jaki?
Przede wszystkim fizyczny. Piłkarze wolno biegają. To widać nawet w telewizji czy z wysokości trybun. Ale od klasowego zespołu wymagałoby się, że nawet jeśli jest w gorszej formie fizycznej, to samą dojrzałością, mądrością i umiejętnościami piłkarskimi z takim rywalem jak St. Patrick's powinien sobie poradzić. Tymczasem zawodnicy Legii człapią po boisku, ale najbardziej rzuca się w oczy to, że nie mają pomysłu. Nie wiedzą, jak chcą grać, nie mają stylu. Zawodzą skrzydła, więc pchają się środkiem. W największy tłok. Biją głową w mur, pojawia się frustracja. Gdy zawodzą indywidualności, nie ma Legii. Nie widać ręki trenera. Dla mnie przykładem są drużyny Franciszka Smudy. Zawsze widać jego piętno na zespole, który obejmuje. A u Berga nie widać, podobnie jak nie było widać u Janka Urbana.
To prawda. Takie same zarzuty – brak stylu i pomysłu – pojawiały się w stosunku do Urbana rok temu.
Byłem niestety przekonany, że tak będzie i tym razem. Berg jest trenerem, który wciąż się uczy. Musi popełnić swoje błędy. Posadę w Legii dostał głównie z powodu pięknej kariery piłkarskiej i doświadczenia z Anglii. Myślę, że to właśnie kierowało prezesem Bogusławem Leśnodorskim: „zobaczmy, jak to robią na Zachodzie". Jeśli Legia naprawdę chce poważnie walczyć o Ligę Mistrzów, to powinna mieć szkoleniowca doświadczonego. Takiego, który będzie przynajmniej umiał tym piłkarzom wpoić jakiś sposób na grę. Pomysł.
Wiosną w lidze w Legii Berga tego pomysłu też pan nie widział?
Widziałem, że Norweg większą wagę przykłada do obrony. O ile Legia Urbana grała otwarty futbol, o tyle ta Berga była bardziej cyniczna w obronie. To jest jednak taki zespół, że przy dobrym przygotowaniu fizycznym powinien być zarówno konsekwentny w obronie, jak i umieć grać w ataku. Od kogo w polskiej lidze można tego wymagać, jeśli nie od Legii?