Dziesięć lat po śmierci legendy kolarstwa, rzekomo ofiary przedawkowania kokainy, prokuratura wszczyna postępowanie przeciw nieznanym sprawcom. Od soboty mówi o tym cała Italia, a gazety poświęcają temu tematowi kilka pierwszych stron.
Pantani (kolarski pseudonim Pirat) w 1998 r. wygrał Giro d'Italia i Tour de France, ale rok później, gdy prowadził z wielką przewagą w Giro, po zwycięstwie na górskim etapie w Madonna di Campiglio został zdyskwalifikowany z powodu zbyt wysokiego poziomu hematokrytu. Wskazywało to na stosowanie EPO, wówczas powszechnej używki kolarzy pozwalającej krwi wchłonąć więcej tlenu.
Po upływie okresu dyskwalifikacji Pantani ścigał się do 2003 r., ale bez większych sukcesów. Popadł w depresję, narkomanię i nadużywał alkoholu. 14 lutego 2004 r. wieczorem na ciało martwego kolarza natknął się zaniepokojony portier pensjonatu Pod Różami w Rimini. Pokój wyglądał, jakby przeszło tornado.
Medycy stwierdzili, że Pantani połknął 6-krotnie przewyższającą śmiertelny limit dawkę kokainy. Po 55 dniach śledczy zakończyli pracę. Skojarzyli przedawkowanie z depresją i zawyrokowali, że Pantani popełnił samobójstwo. Rodzina kolarza, przyjaciele i znajomi zawsze twierdzili, że Pantani nigdy nie popełniłby samobójstwa.
Wyniki i sposób prowadzenia śledztwa od początku budziły ogromne wątpliwości. O wznowienie postępowania zabiegała przez lata matka kolarza Tonnina Pantani, a w 2007 r. także dziennik „Gazzetta dello Sport". O tym, że Pantani mógł zostać zamordowany, pisał w swojej książce po długim prywatnym śledztwie przyjaciel kolarza, dziennikarz francuskiej gazety „L'Equipe" Philippe Brunel („Vie et mort de Marco Pantani", 2007).