Burzliwa Japonia

Sezon wkracza w decydującą fazę. Do końca rywalizacji pozostaje pięć wyścigów, a pierwszy z nich odbywa się w ten weekend na uwielbianym przez kierowców torze Suzuka.

Publikacja: 03.10.2014 17:48

Fernando Alonso w czerwonym bolidzie Ferrari - czy GP Japonii będzie jednym z ostatnich wyścigów His

Fernando Alonso w czerwonym bolidzie Ferrari - czy GP Japonii będzie jednym z ostatnich wyścigów Hiszpana we włoskim zespole?

Foto: AFP

Formuła 1 od lat igra z pogodą, organizując Grand Prix Japonii w porze tajfunów. Dziesięć lat temu w obawie o bezpieczeństwo przełożono kwalifikacje z soboty na niedzielę, podobnie było w sezonie 2010. Teraz rozważano nawet przełożenie wyścigu na sobotę albo wcześniejszy start w niedzielę, ale zmiana harmonogramu wydaje się mało prawdopodobna.

Oko tajfunu Phanfone ma przejść na południowy wschód od wybrzeży Japonii i najbliżej okolic Suzuki znajdzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek. To może utrudnić pakowanie sprzętu oraz wysyłkę drogą lotniczą na kolejny wyścig, który odbędzie się w następny weekend na nowym torze w Soczi. Potencjalne zamknięcie lotniska w Nagoi będzie poważnym wyzwaniem i może spowodować opóźnienia w transporcie ludzi i sprzętu do Rosji.

Jednak nawet tajfun czwartej kategorii, z podmuchami wiatru o prędkości ponad 240 km/h, będzie tylko łagodnym zefirkiem w porównaniu z burzą, która może już wkrótce przejść przez wyścigowy padok. Fernando Alonso po pięciu latach startów w Ferrari ma opuścić legendarny zespół, rozwiązując obowiązujący jeszcze do końca 2016 roku kontrakt. Hiszpana kusi Honda, która wraca do mistrzostw świata w roli dostawcy silników i wiąże się z McLarenem – zespołem, z którym dominowała na przełomie lat 80. i 90. minionego stulecia.

Brytyjska ekipa też jest w głębokim kryzysie, ale w przeciwieństwie do Ferrari ma szansę na szybkie wygrzebanie się z dołka – jeśli tylko jednostki napędowe Hondy okażą się odpowiednio mocne. W Scuderii na to się nie zanosi: zespół właśnie przechodzi poważną restrukturyzację, a ograniczone pole manewru przy usprawnianiu silnika oznacza, że powrót do mistrzowskiej formy może zająć nawet kilka lat. Alonso ma już dość: piąty rok z rzędu włoski zespół nie jest w stanie przygotować mu samochodu na mistrzowskim poziomie, a czas leci nieubłaganie. Hiszpan swoje dwa tytuły zdobył w latach 2005 i 2006, a na upragniony trzeci nie może czekać długo – w tym roku skończył 33 lata.

Żadne oficjalne deklaracje jeszcze nie padły, ale cały świat Formuły 1 w napięciu czeka na decyzję Alonso. Jego odejście wywoła prawdziwy efekt domina: zwolni się miejsce w Ferrari, a szefostwo ekipy najchętniej widziałoby na miejscu Hiszpana kolejnego kierowcę z absolutnej czołówki – Sebastiana Vettela lub Lewisa Hamiltona. Oczywiście obaj są także kuszeni przez Hondę, głodną sukcesów już w pierwszym sezonie odnowionej współpracy z McLarenem. Obaj mają też kontrakty ze swoimi ekipami – odpowiednio Red Bullem i Mercedesem, który w erze nowych przepisów cieszy się absolutną dominacją w stawce.

Wiadomo, że każdy kierowca marzy o startach dla Ferrari, ale Alonso zdążył się już przekonać, że w ślad za założeniem czerwonego kombinezonu nie idzie licencja na zwyciężanie. Choć zarzekał się, że spędzi w Maranello resztę swojej kariery, to teraz wszystko wskazuje na to, że może – niczym syn marnotrawny – wrócić do McLarena, skąd w 2007 roku odchodził w atmosferze skandalu, po zaledwie jednym sezonie współpracy. O tym, że nie warto składać takich próżnych deklaracji, przekonał się już Hamilton, dla którego McLaren był niczym drugi dom. Dwa lata temu Brytyjczyk przeniósł się do Mercedesa i teraz walczy o mistrzowski tytuł.

Znalezienie się we właściwym miejscu o właściwym czasie to jeden z fundamentów sukcesu w Formule 1, ale o słuszności decyzji można się przekonać dopiero wtedy, gdy jest za późno na jej zmianę. Alonso musi zaufać własnej intuicji, ale z drugiej strony ma niewiele do stracenia, bo nie zanosi się na to, aby w najbliższych latach Ferrari miało wrócić do formy z początku wieku.

Tymczasem w treningach Mercedes potwierdził swoją doskonałą formę. W obu piątkowych sesjach najlepsze czasy uzyskali bijący się o tytuł Hamilton oraz Nico Rosberg, a reszta stawki miała problemy ze zbliżeniem się do nich na mniej niż sekundę.

Wydarzeniem dnia był debiut Maxa Verstappena – syn byłego kierowcy F1 Josa Verstappena wystąpił w pierwszej sesji za kierownicą samochodu Toro Rosso i przeszedł do historii jako najmłodszy uczestnik weekendu Grand Prix. Holender, który jeszcze rok temu jeździł w kartingu, ostatniego dnia września skończył 17 lat i w przyszłym sezonie będzie etatowym kierowcą juniorskiej ekipy Red Bulla. W treningu przejechał 22 okrążenia i był wolniejszy o 0,4 sekundy od zespołowego partnera Daniiła Kwiata. Rosjanin na jego tle jest już prawdziwym weteranem, bo nie dość, że ma już ukończone 20 lat (od kwietnia), to jeszcze do tego wystartował już w 14 wyścigach.

Verstappen nieźle sobie poradził w pierwszym oficjalnym występie i trzymał się z dala od kłopotów. Nie da się tego powiedzieć o innych – szybka, wąska i wymagająca pętla japońskiego toru okazała się zbyt wymagająca m.in. dla lokalnego bohatera Kamuiego Kobayashiego, Estebana Gutierreza oraz rewelacji tego sezonu Daniela Ricciardo, który dość poważnie rozbił swojego Red Bulla. Poza dumą i sprzętem nikt na szczęście nie ucierpiał, a kibice mogą tylko zacierać ręce i cieszyć się z tego, że w kalendarzu Formuły 1 obok wybetonowanych nowoczesnych obiektów są jeszcze takie perełki jak piętnująca błędy zawodników Suzuka.

Formuła 1 od lat igra z pogodą, organizując Grand Prix Japonii w porze tajfunów. Dziesięć lat temu w obawie o bezpieczeństwo przełożono kwalifikacje z soboty na niedzielę, podobnie było w sezonie 2010. Teraz rozważano nawet przełożenie wyścigu na sobotę albo wcześniejszy start w niedzielę, ale zmiana harmonogramu wydaje się mało prawdopodobna.

Oko tajfunu Phanfone ma przejść na południowy wschód od wybrzeży Japonii i najbliżej okolic Suzuki znajdzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek. To może utrudnić pakowanie sprzętu oraz wysyłkę drogą lotniczą na kolejny wyścig, który odbędzie się w następny weekend na nowym torze w Soczi. Potencjalne zamknięcie lotniska w Nagoi będzie poważnym wyzwaniem i może spowodować opóźnienia w transporcie ludzi i sprzętu do Rosji.

Pozostało 84% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni