Formuła 1 nie ogląda się na politykę

Po ponad trzydziestu latach starań i podchodów z obu stron bolidy przyjechały wreszcie do Rosji. W trwającej od 1950 roku historii mistrzostw świata to 31. kraj na wyścigowej mapie.

Aktualizacja: 11.10.2014 00:56 Publikacja: 10.10.2014 23:11

Formuła 1 nie ogląda się na politykę

Foto: AFP

Bernie Ecclestone, czasami zwany carem F1, robi interesy tylko na samej górze. W 1982 roku, jeszcze jako „tylko" szef Stowarzyszenia Konstruktorów Formuły 1, wymieniał oficjalne pisma i spotykał się z Leonidem Breżniewem, który chciał przyciągnąć kapitalistyczne wyścigi do Moskwy. Grand Prix Związku Radzieckiego widniała nawet w prowizorycznej wersji kalendarza na sezon 1983, ale śmierć sekretarza generalnego KPZR jesienią 1982 roku oraz piętrzące się trudności biurokratyczne sprawiły, że ZSRR musiał obyć się bez Formuły 1. Za to w 1986 roku sport trafił za żelazną kurtynę dzięki organizowanym do dziś zawodom na Hungaroringu pod Budapesztem.

Ecclestone nie zamierzał się jednak poddawać. W czasach pieriestrojki planowano budowę toru na lotnisku niedaleko Moskwy, ale rozpad ZSRR i upadek systemu przeszkodziły w zrealizowaniu tej koncepcji. Później pojawiały się różne, nie zawsze realne pomysły, aż wreszcie w październiku 2010 roku Ecclestone i Władimir Putin przypieczętowali organizację wyścigu w Soczi – na torze, który miał zostać zbudowany wokół dopiero planowanych obiektów olimpijskich.

Rosja coraz mocniej zaznaczała swoją obecność w wyścigach na najwyższym szczeblu: właśnie w 2010 roku w Grand Prix zadebiutował pierwszy kierowca z tego kraju, Witalij Pietrow. „Rakieta z Wyborga" zakończył już swoją przygodę z królewską serią, ale w tym roku w barwach Toro Rosso występuje 20-letni Daniił Kwiat, który w przyszłym sezonie w barwach głównego zespołu Red Bulla zastąpi odchodzącego z ekipy czterokrotnego mistrza świata Sebastiana Vettela.

Nowiutki, kolorowy tor na wybrzeżu Morza Czarnego ukończono z niewielkim zapasem czasowym, ale nie jest to najważniejsze zmartwienie towarzyszące Grand Prix Rosji. Formuła 1 chlubi się swoją apolitycznością, ale niewygodne pytania zostały już zadane. Po wybuchu konfliktu na Ukrainie dziennikarze pytali szefów zespołów, czy ślepo pojadą wszędzie, gdzie wyśle ich Ecclestone – nawet do Korei Północnej. Jak można było się spodziewać, wszyscy nabrali wody w usta i kierowali pytających do samego Ecclestone'a. Podkreślali, że to on układa kalendarz, a oni – jako uczestnicy mistrzostw świata – muszą się stosować do jego decyzji. Car F1 ma kilkadziesiąt milionów powodów z portretami Jerzego Waszyngtona, aby respektować kontrakt zawarty z Rosjanami na najwyższym politycznym szczeblu.

Świat F1 traktuje Grand Prix Rosji jako wydarzenie czysto sportowe, a jedyną oznaką różniącą wizytę w Soczi od innych torów są zaostrzone kontrole przy wstępie do padoku czy na trybuny. Znane z lotnisk prześwietlanie toreb odbywa się też w Abu Zabi, Singapurze czy Bahrajnie, ale Rosjanie wynieśli sprawdzanie dziennikarzy i kibiców na zupełnie nowy poziom, nieosiągalny nawet na niektórych lotniskach.

Nie po raz pierwszy w historii Formuły 1 sport nie ogląda się na politykę. Za czasów apartheidu Republikę Południowej Afryki bojkotowała praktycznie każda międzynarodowa organizacja. Reprezentantów tego kraju nie dopuszczono do igrzysk olimpijskich w 1964 i 1968 roku, a w 1970 roku formalnie wykluczono z Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. W 1976 roku inne kraje afrykańskie zbojkotowały igrzyska w Montrealu, bo MKOl odmówił zawieszenia w prawach członka Nowej Zelandii – za utrzymywanie sportowych kontaktów z RPA. Jeszcze wcześniej, bo już w 1963 roku, Republika Południowej Afryki została zawieszona przez FIFA.

Tymczasem wyścig Formuły 1 o Grand Prix Południowej Afryki rozgrywano od 1963 do połowy lat 80. (poza latami 1964, 1966 i 1981). Dopiero w sezonie 1985 francuskie zespoły Renault i Ligier, stosując się do wytycznych swojego rządu, zbojkotowały wyścig. Francuscy kierowcy startujący w innych zespołach wypełnili jednak swoje kontraktowe zobowiązania i wystartowali w wyścigu. Oliwy do ognia dodała Australia, debiutująca w kalendarzu F1 po zawodach w RPA. Pracownicy lotniska w Adelajdzie odmówili rozładunku przywiezionego z RPA sprzętu, bo ich zdaniem był skażony apartheidem. Na wszelki wypadek od kolejnego sezonu Grand Prix Południowej Afryki wreszcie wymazano z kalendarza i wyścig wrócił na tor Kyalami dopiero w 1992 roku, kiedy sytuacja w kraju wracała już do normy.

Inaczej sytuacja wyglądała w przypadku Argentyny. W latach 50. i 70. wyścig organizowano regularnie, mimo zawirowań politycznych i dyktatur wojskowych junt, ale miarka się przebrała w 1982 roku. Konflikt z Wielką Brytanią o Falklandy/Malwiny wymusił przerwę w organizacji wyścigu, która trwała do 1995 roku. Wszak większość zespołów Formuły 1 to firmy brytyjskie.

Polityka z wyścigami skrzyżowała się jeszcze na Kubie. W drugiej połowie lat 50. na ulicach Hawany organizowano wyścig samochodów sportowych, w którym startowały ówczesne gwiazdy Formuły 1. W przeddzień zawodów 1958 roku z Hotelu Lincoln członkowie Ruchu 26 Lipca porwali pięciokrotnego mistrza świata Juana Manuela Fangio. W ten sposób Fidel Castro chciał ośmieszyć reżim Fulgencio Batisty, ale dyktator nie odwołał wyścigu. Fangio spędził ponad dobę ze swoimi porywaczami, którzy zapewnili mu nawet radioodbiornik i telewizor, dzięki któremu Argentyńczyk mógł śledzić zmagania swoich kolegów z toru.

– Cóż, to kolejna przygoda. Jeśli rebelianci postąpili tak w słusznej sprawie, to jako Argentyńczyk akceptuję to – spokojnie stwierdził mistrz, którego przed uwolnieniem osobiście przepraszał zastępca Fidela, Faustino Perez. Podczas jednego z najbardziej niecodziennych epizodów w historii wyścigów Fangio zaprzyjaźnił się ze swoimi porywaczami, którzy niespełna rok później dopięli swego i objęli władzę na Kubie.

Teraz najnowszy rozdział polityki skrzyżowanej z wyścigami jest pisany w Rosji. Tak jak po arabskiej wiośnie w Bahrajnie i tamtejszym wyścigu w sezonie 2012, zorganizowanym po zaledwie rocznej przerwie, nie jest łatwo przymknąć oko na propagandową wymowę tych zawodów. Obecność najlepszych kierowców świata to jasny sygnał wysyłany poza granice imperium Putina: „u nas jest normalnie, a nawet lepiej – wszak nie każdy może sobie pozwolić na Formułę 1".

Można się zastanawiać, czy udawanie, że nic się nie dzieje jest najlepszym sposobem na oddzielenie sportu od polityki, ale w tym przypadku nie ma po prostu wyjścia. Wyścig się odbywa i nie pozostaje nic innego, jak skupić się na przebiegu sportowej rywalizacji – a wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że inauguracyjna Grand Prix Rosji, jak większość wyścigów w tym sezonie, padnie łupem Mercedesa.

Transmisja wyścigu o Grand Prix Rosji w niedzielę o 13.00 w Polsacie Sport

Bernie Ecclestone, czasami zwany carem F1, robi interesy tylko na samej górze. W 1982 roku, jeszcze jako „tylko" szef Stowarzyszenia Konstruktorów Formuły 1, wymieniał oficjalne pisma i spotykał się z Leonidem Breżniewem, który chciał przyciągnąć kapitalistyczne wyścigi do Moskwy. Grand Prix Związku Radzieckiego widniała nawet w prowizorycznej wersji kalendarza na sezon 1983, ale śmierć sekretarza generalnego KPZR jesienią 1982 roku oraz piętrzące się trudności biurokratyczne sprawiły, że ZSRR musiał obyć się bez Formuły 1. Za to w 1986 roku sport trafił za żelazną kurtynę dzięki organizowanym do dziś zawodom na Hungaroringu pod Budapesztem.

Pozostało 90% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wielki zwrot w Rosji. Wysłali jasny sygnał na Zachód
SPORT I POLITYKA
Igrzyska w Polsce coraz bliżej? Jest miejsce, data i obietnica rewolucji
SPORT I POLITYKA
PKOl ma nowego, zagranicznego sponsora. Można się uśmiechnąć
rozmowa
Radosław Piesiewicz dla „Rzeczpospolitej”: Sławomir Nitras próbuje zniszczyć polski sport
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Sport
Kontrolerzy NIK weszli do siedziby PKOl
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje