Ostatni raz używał jej w poprzednim wieku, kiedy brylował na turniejach poznańskich samorządowców i biznesmenów (w czasach Wojciecha Fibaka był wicemistrzem Wielkopolski juniorów). Na dnie szafy odnalazł białą koszulkę i spodenki. Czyste, wyprasowane, gotowe na sygnał, który od lat nie nadchodził.
W niedzielę rano Jacek K. zabrał do samochodu Teresę i ruszył na korty Olimpii. W Poznaniu czuć było wiosnę. Ludzie wyszli na spacery z psami, na jednym z kortów rodzice katowali kilkuletnią dziewczynkę, która rzadko trafiała rakietą w piłeczkę. Po co oni to robią? Tenis powinien być przyjemnością – pomyślał.
Usiadł na ławeczce, oswajał się z miejscem, które kiedyś było jego drugim domem. Nie wiedział już, co słyszy – śpiew ptaków czy trybuny pełne ludzi, na których teraz nie było żywej duszy. Jak włożyć białe skarpetki? Wyciągnąć je elegancko, maksymalnie na łydkę czy niżej, żeby gumka nie tamowała dopływu krwi? Sprawdził palcami naciąg rakiety, uderzył kilka razy piłeczką o ziemię i ruszył. Nie wiadomo – na pojedynek, z którego można nie wrócić, czy na bal. Jak to u 60-letnich herosów.