Puchar Polski: prawie święto - komentarz Stefana Szczepłka

Legia po raz siedemnasty zdobyła Puchar Polski. Mało kto będzie pamiętał, że dość szczęśliwie pokonała Lecha Poznań 2:1. Mecz stał na niezłym poziomie, chociaż od mistrza i wicemistrza Polski, lidera i wicelidera tabeli, czyli dwóch najlepszych drużyn w Polsce należało oczekiwać więcej.

Aktualizacja: 02.05.2015 18:48 Publikacja: 02.05.2015 18:26

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W pierwszej połowie Lech grała znacznie lepiej, ale nic z tego nie wynikało. W zdobyciu bramki lechitów wyręczył Tomasz Jodłowiec - król strzelców finału. Najpierw wpakował piłkę do własnej bramki a dziesięć minut później wyrównał na 1:1. Pomoc Legii nie istniała. Guilherme był tak słaby, że trener zdjął go z boiska po 33 minutach.

W miarę upływu czasu sytuacja zaczęła się zmieniać. Kiedy 20 minut po przerwie Marek Saganowski zdobył gola na 2:1, Lech przestał wierzyć, że uda mu się wyrównać. Od tej pory, mimo wielu interwencji bramkarzy, niewiele ciekawego na boisku się działo.

Legia wygrała w sumie zasłużenie, bo potrafiła odrobić stratę a później utrzymała prowadzenie. Ale niewiele wydarzeń z boiska przejdzie do historii tych rozgrywek.

A jednak warto było przyjść na Stadion Narodowy. Oprawa finału była godna podobnych meczów na najważniejszych stadionach krajów, z którymi przez lata się porównywaliśmy, lecząc kompleksy. Dziś, pod względem organizacji takich finałów też jesteśmy w Europie. Do pełni szczęścia brakuje tylko lepszych piłkarzy.

2 maja na Stadionie Narodowym miał być świętem futbolu i prawie nim był. Nim na boisko wyszli piłkarze Legii i Lecha, grały na nim dzieci w finale rozgrywek o Puchar Tymbarku. Z 270 tysięcy dzieci do lat ośmiu, dziesięciu i dwunastu, trenujących w całej Polsce. Do Warszawy przyjechali najlepsi. Medale i puchary wręczali im byli reprezentanci Polski, prezes Zbigniew Boniek, zaproszony na tę uroczystość Arkadiusz Milik oraz piłkarze Błękitnych Stargard Szczeciński, którzy odpadli z rozgrywek o Puchar Polski dopiero w półfinale. Trzeba było zobaczyć radość i łzy tych dzieci, żeby zrozumieć czym jest dla nich zwycięstwo i porażka. Wszyscy w nagrodę zostali na finale Pucharu Polski.

Obawialiśmy się, że to święto zepsują kibice. Warszawscy spisywali się niemal bez zarzutu. Wzięli sobie do serca apele PZPN i przestrzegali przyjętych norm. Legia wygrała na boisku a jej kibice w pojedynku na tzw. sektorówki - wielkie flagi z hasłami. Umieścili na nich lepsze treści i wiedzieli kiedy je zaprezentować. Poznaniacy mieli za nic zasady i przepisy, czemu zresztą dali wyraz w prowokacyjnym transparencie. Odpalili też kilkadziesiąt rac (ciekawe, że mimo kontroli udało im się wnieść je na trybuny), zadymiając cały stadion. Krótko mówiąc: nie umieli się zachować.

Do finału nie pasowało też boisko. Wyglądało jakby przeszły po nim dziki. Jeśli ta sama firma będzie układała boisko na finał Ligi Europejskiej to najemy się wstydu.

Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?