„Sezon można podsumować krótko. Runda jesienna: 19 porażek, 2 remisy. Od czterdziestu spotkań nie ma zwycięstwa. Ale chłopcy walczą teraz jak lwy i musi to zwycięstwo przyjść" – mówi Bogdan Kwaśniak, założyciel, prezes zarządu, trener i, okazjonalnie, piłkarz LZS Chrząstawa, zespołu sieradzkiej B klasy. Jesteśmy świadkami konferencji prasowej, tyle że na łące. Długi stół, biały obrus, w tle wiejskie zabudowania. Działacze i piłkarze opowiadają swoją historię Krystianowi Kamińskiemu, reżyserowi dokumentu „Biało-czerwoni z Chrząstawy".
– Mimo trzydziestoletniej historii porażek ta drużyna wciąż walczy, w odróżnieniu od wielu innych na tym poziomie, które rozwiązują się po paru sezonach. Szukałem kogoś takiego. Pasja pcha ich do syzyfowej pracy – mówi „Rz" reżyser. – Oni przecież nie chcą być najgorsi, chcą być w środku tabeli, a może w końcu awansować do A klasy. Mają marzenia. Tym filmem chcieli się wytłumaczyć, opowiedzieć o swoich problemach – na przykład o tym, że dzień przed meczem dziki zryły im boisko.
Rzut oka na to boisko, szatnie, środki transportu, koszulki ze spranymi numerami schnące na sznurze mówi wszystko – lata świetlne dzielą Chrząstawę od wielkiej piłki. A nawet od tej w wydaniu krajowym. Jednak to właśnie ten zespół oglądamy na ekranie – przegrywają, ale wciąż walczą.
Bogdan Kwaśniak: „Najwyższa porażka, z LZS Dubice, dwadzieścia siedem do zera, tutaj. Graliśmy w ośmiu, bo nie było zawodników. Wtedy już mieliśmy trzy walkowery i jakby my oddali tego mecza walkowerem, to już by było zakończenie sezonu."
Orzeł wylądował
Magnetyzm nieuchronnej klęski wydaje się uniwersalny. W roku 1988, podczas zimowych igrzysk w Calgary, na rozbiegu skoczni stanął Brytyjczyk Michael Edwards, zwany Eddie Orłem. Nie było rady, bo dalekowzroczny (w medycznym znaczeniu) skoczek – ku przerażeniu organizatorów – zakwalifikował się do olimpijskiego konkursu, chociaż decyzję o nowej specjalizacji podjął zaledwie dwa lata wcześniej. Wcześniej uprawiał narciarstwo zjazdowe. Jego legenda – notoryczny brak funduszy, zaparowane okulary, za duże buty narciarskie wypełnione kilkoma parami skarpet, niedopasowany kask umocowany sznurkiem – dotarła do Kanady jeszcze przed bohaterem. W efekcie kibice zebrali dla niego pieniądze i tłumnie przywitali już na lotnisku. Pierwsza konferencja prasowa Eddiego przyciągnęła więcej chętnych niż briefing przewodniczącego MKOl Juana Antonio Samarancha.