Tego dnia jesteśmy myślami z bliskimi, którzy odeszli, i spotykamy się z nimi, odwiedzając cmentarze. Także z tymi, dla których chodziliśmy na stadiony. Niektóre kluby, a zwłaszcza ich kibice, pamiętają o swoich dawnych gwiazdach. Czasami na grobach można zobaczyć proporczyki lub kwiaty w klubowych barwach. Mam jednak wrażenie, że pamięta się przede wszystkim o tych sportowcach, którzy spoczęli na największych cmentarzach. Na Bródnie i obydwu powązkowskich w Warszawie, Rakowickim w Krakowie, na Dołach w Łodzi, w Katowicach i Zabrzu. Idąc Aleją Zasłużonych na Wojskowych Powązkach, mija się położone obok siebie groby Kazimierza Górskiego, Kazimierza Deyny (na jego mogile znajduje się numer 10 i napis „Szacunek"), Witolda Woydy, Władysława Stachurskiego, szablisty Andrzeja Piątkowskiego, Elwiry Seroczyńskiej i Kamili Skolimowskiej. W innym miejscu Władysław Komar i Tadeusz Ślusarski. Trudno przeoczyć. Ale kilka alejek dalej, w kwaterach oficerskich, leży kilkunastu działaczy Legii, bez których nie byłoby wielkości klubu. A tam, poza rodzinami, już chyba nikt nie zagląda.