Léon Marchand i Michael Phelps. Uwielbiamy przesuwać granice

Léon Marchand podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata w pływaniu pobił ostatni rekord świata Michaela Phelpsa. Dziś obaj wspominają tamten dzień i dzielą się sekretami swojej dyscypliny.

Publikacja: 24.06.2024 04:30

Léon Marchand i Michael Phelps. Uwielbiamy przesuwać granice

ds

Gdzie i kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?

L.M.: Poznaliśmy się w Fukuoce podczas mistrzostw świata. Właśnie ukończyłem eliminacje na 400 m i wszedłem do finału. Michael był na trybunach. Przywołał mnie do siebie. To był pierwszy raz, gdy spotkałem go na żywo, a on powiedział: „Dawaj, zrób to dziś wieczorem!”. Byłem bardzo podekscytowany.
M.P.: Powiedziałem: „Tak, stary, po prostu to wyszarp!”. Pisaliśmy do siebie na Instagramie kilka miesięcy wcześniej. Byłem nawet kilka razy na basenie, gdzie trenował Léon, ale nie mieliśmy okazji poznać się osobiście. Faktycznie to w Fukuoce rozmawialiśmy po raz pierwszy. Oczywiście słyszę na bieżąco, co się u niego dzieje, od Boba Bowmana. Trener jest dziadkiem moich dzieci, a dla mnie w pewnym sensie zastępuje ojca. Wiedziałem więc, co przeżywa Léon, choćby na podstawie jego treningów. Powiedziałem mu po prostu: „Widzisz, na co cię stać. Rekordy są po to, by je łamać”.

Dziś już wiemy, że to zrobił. Opowiedzcie o emocjach tamtej chwili…

M.P.: Mogę powiedzieć, że miałem rekord świata w pływaniu, który utrzymał się najdłużej. To naprawdę super. Podczas wyścigu Léona, gdy tylko wykonał nawrót i do końca zostało mu 100 m, a był wtedy o całą długość ciała przed moim czasem, wiedziałem, że tego nie wypuści.
L.M.: Wiele razy oglądałem film z rekordowym startem Michaela. Ten z Pekinu. Wiedziałem, jak fantastycznie popłynął, i marzyłem, by choć zbliżyć się do niego. Gdy dotknąłem ściany na mecie, wiedziałem, że udało mi się go pobić, bo czułem się naprawdę dobrze. Dałem sobie czas, aby się obrócić i spojrzeć na tablicę wyników. W tamtej chwili naprawdę czułem, że żyję.
M.P.: To był mój ostatni indywidualny rekord świata, ale zostaje w rodzinie z Bobem i Léonem. Nie mogła mi go zabrać lepsza osoba.

Jedna z najwspanialszych rzeczy na igrzyskach to możliwość obcowania z wieloma kulturami

Michael Phelps

To się czuje w połowie wyścigu, że płyniesz po rekord świata?

M.P.: To kwestia odgłosów, każdy z moich rekordów brzmiał inaczej. Nie wiem, czy chodzi o energię, ale czułem coś innego. Zawsze słyszę gwizdki jako różne tony i jestem w takiej chwili niemal jak zanurzony w Matriksie.
L.M.: Dla mnie, do półmetka na dwusetnym metrze, było dość cicho. Wtedy miałem dobre tempo, więc kibice zaczęli mnie wspierać. Dobrze słyszałem to, płynąc stylem klasycznym, bo wówczas wystawiasz głowę wysoko nad wodę. Japończycy kibicowali żywiołowo, a ja czułem, że to legendarny moment.

O czym rozmawialiście po wyścigu?

L.M.: Pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem od Michaela, było: „Serio, możesz pływać szybciej”.
M.P.: To po prostu świetny rekord. Jeśli włożysz w coś odpowiednio dużo pracy, to osiągniesz rezultaty – i Léon jest tego doskonałym przykładem. Gdy trenuję z Bobem, jestem w doskonałych rękach. Bob jest prawdziwym świrem, jeśli chodzi o detale. Mówię „świrem” w najlepszy, najbardziej ujmujący, szczery i kochający sposób.

O jakie detale chodzi?

L.M.: Oglądałem kilka lat temu film dokumentalny o Michaelu i Bobie, który w całości był poświęcony temu, co dzieje się pod wodą. Tłumaczył on, w jaki sposób uciekać od fal na powierzchni przy każdym nawrocie. Trzeba wtedy zejść głębiej, odepchnąć się głębiej od ściany i pracować pod wodą jeszcze mocniej niż normalnie. Wtedy pływałem już dość dobrze, ale nie pracowałem tak, jak trzeba. Trzy lub cztery lata temu zacząłem powtarzać sekwencje podwodne na codziennych treningach – przy każdym basenie, każdym nawrocie. Z czasem zyskałem ułamki sekund przewagi.
M.P.: Bob dawał różne wyzwania, aby przygotować nas na moment, gdy zapalają się światła i ciśnienie jest największe. To dlatego Léon i ja byliśmy w stanie wyróżnić się wśród innych. On przygotowywał zawodnika na każdą możliwą sytuację.
L.M.: Codzienna praca z Bobem to znacznie trudniejsze wyzwanie niż same wyścigi. Musimy znieść wiele bólu. Ale potem, gdy zaczyna się wyścig, łatwiej sięgnąć po zwycięstwo.
M.P.: Każdego dnia patrzę na zdjęcie, które stoi na moim biurku. Przedstawia moment, gdy wygrywam wyścig o jedną setną część sekundy, z najmniejszą możliwą przewagą. Zwyciężyłem, ponieważ wiedziałem, że jeżeli zrobię pełny wymach, to stracę impet.

Wiele razy oglądałem film z rekordowym startem Michaela. Ten z Pekinu. Wiedziałem, jak fantastycznie popłynął, i marzyłem, by choć zbliżyć się do niego

Léon Marchand

Trening czyni mistrza?

M.P.: Jeżeli masz takie otoczenie treningowe jak Léon, a ja miałem, to jesteś wśród najlepszych pływaków na świecie. Léon jest rekordzistą na 400 m w stylu zmiennym, ale trenuje, ścigając się z najlepszą trójką lub najlepszą piątką na świecie dowolnym, klasycznym, grzbietowym i motylkowym. Oni wszyscy pragną zdobyć złoto, więc masz szansę ścigać się z najlepszymi z najlepszych na co dzień. Im częściej to robisz, tym pewniejszy siebie się stajesz. Gdy tylko odbijesz się od słupka, przechodzisz w tryb „Rozerwę tych gości na strzępy”.
L.M.: Pływam w znakomitym zespole i mamy dobrą grupę treningową. Zwykle czuję się dużo pewniej ze względu na pracę, którą wykonaliśmy wcześniej.

Czy zauważacie podobieństwa między sobą?

L.M.: Uwielbiamy przesuwać granice w naszej dyscyplinie sportu i jesteśmy całkiem dobrzy, występując pod presją.
M.P.: Pracujemy ciężko, aby tworzyć sobie możliwości. Widzę to na podstawie tego, co Léon robi na treningach, jak przenosi pływanie pod wodą na inny poziom. Wymyślił to niejako Ian Thorpe, potem Ryan Lochte i ja udoskonaliliśmy, a dziś Léon stara się podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej.

Jedną z najnowszych innowacji OMEGI, która jest oficjalnym chronometrażystą igrzysk od 1932 roku, są pomiary danych w czasie rzeczywistym – na przykład takich jak liczba ruchów ramion, pozycje na żywo lub nawet przyspieszenie. Czy te dane będą pomocne dla trenerów i pływaków?

L.M.: Myślę, że pozwolą nam poprawić technikę i ruch. Chodzi o detale. Bez wątpienia pomaga to w rozwoju dyscypliny. Ja na przykład staram się pracować nad utrzymaniem prędkości pod wodą, ponieważ dużo zyskuję w tej fazie. Takie dane mogą pomóc mi ocenić, gdzie ewentualnie mógłbym poprawić ruch ramion, aby utrzymać prędkość przez cały wyścig.
M.P.: Dla mnie takie dane mogą unaocznić, gdzie mamy braki. Gdy analizujesz dane przyspieszenia, możesz rozbić je na drobniejsze szczegóły. Przyjrzeć się kontroli ruchów, ocenić odległość pokonywaną na jeden ruch, wszystkie te finezyjne drobiazgi. Jestem tu trochę maniakiem. Im więcej mam wiedzy i im więcej informacji, tym lepiej mogę to wykorzystać, aby uzyskać przewagę.

Léon, czy jest jakiś wyścig Michaela Phelpsa, który szczególnie cię inspiruje?

L.M.: Tak, 200 m motylkiem Michaela podczas finału igrzysk olimpijskich w Pekinie (2008). Wygrał tamten start, choć jego okularki wypełniły się wodą. To jakby nagle oślepnąć. Koszmar. Nie chciałbym znaleźć się w takiej sytuacji. Nic nie widziałeś, prawda?
M.P.: Nic, po pierwszych 25 m nie widziałem dosłownie nic.
L.M.: To szaleństwo, ale dla niego nie miało to znaczenia. To było imponujące, bo pokazało, jak dobrze mentalnie był przygotowany. Jak bardzo chciał zwyciężać. To mnie inspiruje.
M.P.: Byłem strasznie wkurzony. Pewnie osiągnąłbym tamtego dnia czas 1:50.

Michael, a czym najbardziej imponuje ci Léon?

M.P.: Jego 400 m stylem zmiennym jest niesamowite, ale oczywiście jest też nieprawdopodobny w żabce. Świetnie pływa też 200 m motylkiem. Nie ma wąskiej specjalności. Wielką frajdą będzie obserwować, jak będzie się dalej rozwijał, jeżeli tylko zechce i pozostanie skoncentrowany na tym, aby przenieść pływanie na nowy poziom. Nie ma wielu pływaków, którzy potrafią robić to co on.

Wielkimi krokami zbliżają się igrzyska olimpijskie w ojczyźnie Léona. Poza odwiedzeniem aren – czego powinni spróbować goście miasta gospodarza?

L.M.: Nie mieszkam w Paryżu, ale mam kilka dobrych porad od przyjaciół, którzy tam są. Można pomyśleć o kolacji z widokiem na Luwr albo wpaść na ciastko do Cedrica Groleta. Ma superkonto na Instagramie i rzeczy, które robi, są naprawdę piękne. Potem oczywiście można podziwiać zachód słońca z paryskich dachów lub spędzić noc w hotelu Molitor. Basen tam jest niesamowity. Byłeś tam już, prawda, Michaelu?
M.P.: Tak, to ten blisko Rolanda Garrosa? Mam trochę wspomnień z Paryża. Byliśmy tam z żoną kilka razy. Wielokrotnie jedliśmy kolację, po prostu wpatrując się w wieżę Eiffla. Byliśmy w Luwrze, właściwie odwiedziliśmy niemal każde muzeum. Jedna z najwspanialszych rzeczy na igrzyskach to właśnie możliwość obcowania z wieloma kulturami.

W pływaniu pewnie rywalizowalibyście na tym samym poziomie, ale w jakiej innej dyscyplinie moglibyście się wzajemnie pokonać?

L.M.: Jestem naprawdę słaby w sporty na ziemi.
M.P.: W takim razie w golfie dałbym ci radę.
L.M.: Wygrałbyś z pewnością! Może piłka nożna? Grałeś kiedykolwiek?
M.P.: Jestem beznadziejny.
L.M.: Mój tata gra całkiem dobrze. Mógłby mnie nauczyć. Wybieram więc piłkę.

Gdzie i kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?

L.M.: Poznaliśmy się w Fukuoce podczas mistrzostw świata. Właśnie ukończyłem eliminacje na 400 m i wszedłem do finału. Michael był na trybunach. Przywołał mnie do siebie. To był pierwszy raz, gdy spotkałem go na żywo, a on powiedział: „Dawaj, zrób to dziś wieczorem!”. Byłem bardzo podekscytowany.
M.P.: Powiedziałem: „Tak, stary, po prostu to wyszarp!”. Pisaliśmy do siebie na Instagramie kilka miesięcy wcześniej. Byłem nawet kilka razy na basenie, gdzie trenował Léon, ale nie mieliśmy okazji poznać się osobiście. Faktycznie to w Fukuoce rozmawialiśmy po raz pierwszy. Oczywiście słyszę na bieżąco, co się u niego dzieje, od Boba Bowmana. Trener jest dziadkiem moich dzieci, a dla mnie w pewnym sensie zastępuje ojca. Wiedziałem więc, co przeżywa Léon, choćby na podstawie jego treningów. Powiedziałem mu po prostu: „Widzisz, na co cię stać. Rekordy są po to, by je łamać”.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Mistrzostwa świata w kolarstwie szosowym. Katarzyna Niewiadoma wśród gwiazd
Sport
Radosław Piesiewicz ripostuje. Prezes PKOl zyskał na czasie
Sport
Powódź w Polsce. Wielka woda zalewa kluby
Sport
Kto następcą Thomasa Bacha w MKOl? Wśród kandydatów miliarder
Sport
Mateusz Polaczyk wygrał Puchar Świata w Ivrei