Maria Szarapowa może się o tym boleśnie przekonać, gdy usłyszy wyrok. Kiedy ponad ćwierć wieku temu zaczynał się nowy olimpizm, Carl Lewis biegał pod ochronnym parasolem, a koszykarze z NBA byli tak potrzebni igrzyskom w Barcelonie (1992), że bez mrugnięcia okiem zaakceptowano ich warunek: przyjedziemy, zobaczycie wspominany do dziś Dream Team, ale żadnych kontroli antydopingowych. Lance Armstrong, zanim został zmuszony do powiedzenia prawdy, był wręcz wspierany przez Międzynarodową Unię Kolarską, bo ujawnienie jego oszustwa byłoby finansowo zbyt bolesne dla zawodowego peletonu.
Dziś przed podobnym dylematem stają władze tenisa, które długo pozorowały walkę z dopingiem: zastosować wobec Szarapowej przepisy z całą ich surowością czy też starać się ratować jej prestiż i swoje pieniądze. Sami mogliśmy niedawno się przekonać, kim jest Rosjanka dla tenisowego przemysłu: w Krakowie wielka hala podczas jej meczu z Agnieszką Radwańską była pełna i tak jest wszędzie. Szarapowa to magnes nawet dla tych, którzy tenisem interesują się średnio, chcą zobaczyć po prostu celebrytkę z rakietą. Jeśli Rosjanka skończy karierę w niesławie, zainwestowane w nią pieniądze mogą się nie zwrócić.
Dlatego właśnie jeszcze kilkanaście lat temu nie dowiedzielibyśmy się o pozytywnym wyniku kontroli dopingowej kogoś takiego jak ona, tak jak nikt nie wiedział o dopingu Andre Agassiego, dopóki nie przyznał się do tego w swojej książce.
Ale ostatnie lata wiele zmieniły, jeśli chodzi o postrzeganie sportu. Upadł Armstrong, upadł Blatter, właśnie pada Platini, FIFA – mafia dostała po łapach, Rosja dość pokornie – jak na putinowskie normy – staje pod dopingowym pręgierzem, światowe koncerny szybko zrywają reklamowe kontrakty z podejrzanymi, gdyż czują, że nabywcy ich produktów oszustów nie akceptują.
Czy można w związku z tym być optymistą, uznać, że zacznie się wreszcie uczciwa gra, a miliony wydawane na walkę z dopingiem to rozsądna inwestycja? Niestety, nie, bo bezpowrotnie przetrącono moralny kręgosłup sportu i sportowców, środki już wykrywalne zostaną zastąpione przez nowe, wiara w czystość rywala nigdy nie wróci, bo zbyt wiele pokoleń wychowano w kulturze dopingu. Przecież Szarapowa, kiedy mówi, że stosowała meldonium od dziesięciu lat, tak naprawdę przyznaje, że przez cały ten czas z moralnego punktu widzenia była na dopingu, bo brała lek nie po to, by się leczyć, lecz by grać lepiej. Jej wyjaśnienia, że chodziło o jakąś terapię, budzą śmiech fachowców. Będzie więc nowe meldonium, być może już jest, bo potrzeby tego rynku zaspokajane są szybko.