Na Stade Velodrome Polacy już grali – ostatni mecz grupowy z Ukrainą. Wtedy Stary Port i wąskie uliczki w centrum miasta pełne były kibiców w biało-czerwonych barwach.
Wyczuwalne było też podwyższone napięcie. Przed ostatnim spotkaniem w grupie rosyjscy chuligani zapowiadali, że będą czekać na Polaków w Marsylii, obawiano się, że dojdzie do bijatyk. Z kraju ruszyły ponoć autokary z tym szczególnym typem kibiców, którzy reprezentacyjną piłką na co dzień niespecjalnie się interesują.
Ich obecność w Marsylii była wówczas bardzo widoczna: rozkołysany krok, szerokie bary, ramiona pokryte patriotycznymi tatuażami, koszulki z równie patriotycznymi motywami, spojrzenia spode łba, raczej odżywka białkowa do picia niż piwo.
Rosjanie na szczęście wówczas do Marsylii nie dotarli. Nie przeszkodziło to jednak polskim kibicom pobić się między sobą. Pod stadionem musiała interweniować policja, ruszyły armatki wodne. Pięciu najbardziej agresywnych osobników zostało aresztowanych – dostali wyroki od ośmiu do 12 miesięcy za kratkami. Bez zawieszenia.
Przed meczem z Portugalią nic takiego nie miało miejsca. Ekip, które przyjechały na bitwę, nie sposób było zauważyć, gdyż ich po prostu nie było. Przede wszystkim jednak biało-czerwonych fanów zjawiło się znacznie mniej niż przed spotkaniem Ukrainą, nawet mniej niż w Saint-Etienne na meczu ze Szwajcarią. Chyba Polacy nie przewidzieli aż tak dobrej postawy zespołu Adama Nawałki.