„Ernest pije, ale Ernest gra” – powiedział Ernest Pol działaczowi Górnika Zabrze, który odważył się zwrócić mu uwagę, żeby nie pił tyle.
Kiedy opiszę historię z zupą, znów ktoś się przyczepi, że powtarzam po innych. Tak się jednak składa, że to inni powtarzają po mnie. Słyszałem tę historię od 87-letniego red. Jerzego Lechowskiego, który chyba nigdzie jej nie opisał. Z grubsza chodziło o to, że w podróży koleją z Paryża do Warszawy (jesteśmy w latach 50.) reprezentanci Polski, wiedząc, że działacze będą im patrzeć na ręce, pochowali wódkę w toaletowych rezerwuarach. Kiedy przyszła pora obiadu i podano zupę pomidorową, zaufany konduktor przyniósł flaszki, a Pol nalał zza pazuchy do talerzy sobie i kolegom. Jedli z zapałem nawet ci, którzy nie lubili pomidorówki.