Sytuacja, w której MKOl żyje w złudnym przeświadczeniu, że rozdaje powszechnie pożądane dobro i o nic nie musi się martwić, kończy się dość gwałtownie – zimowych igrzysk nie chce nikt, a o letnie starają się tylko dwa miasta – Paryż i Los Angeles. Pierwsza reakcja władców olimpijskich kółek już jest – szef MKOl Thomas Bach zaproponował, by podczas najbliższych wyborów ustalić gospodarza dwóch najbliższych igrzysk, co ma dać satysfakcję obu miastom. Zwycięzca głosowania otrzyma igrzyska 2024, a pokonany 2028.
Bach jeszcze niedawno przekonywał, że w tym wyścigu jest za dużo przegranych i tylko jeden zwycięzca, ale ten argument stał się nieaktualny. Dziś chodzi o niepewność, w jakim świecie odbywać się będzie kolejne głosowanie, czy igrzyska będą jeszcze wtedy chodliwym towarem.
To nieprawda, że ich pozycję podkopał jedynie ekonomiczny kryzys, igrzyska i cały sport też mają sporo na sumieniu. Ich wiarygodność maleje przez doping, w skuteczną walkę z tą plagą już mało kto wierzy, sprzyjają temu kolejne rewelacje dowodzące niekonsekwencji dopingowych łapaczy na czele ze Światową Agencją Antydopingową (WADA).
Astronomiczne koszty igrzysk obudziły czujność, do wszystkich dotarło, że ulubiona zabawka telewizji i sponsorów finansowana jest w dużym stopniu z kieszeni podatników. W krajach rządzonych demokratycznie, tam gdzie są wolne media i obywatelskie społeczeństwo, powiedziano dość. Na placu boju pozostali tylko najbogatsi, tacy jak Paryż i Los Angeles oraz dyktatorzy, którzy kosztów liczyć nie muszą. Wszędzie tam, gdzie odbyło się referendum, obywatele miast-kandydatów powiedzieli „nie". Nawet upokorzony wieloma porażkami w olimpijskim wyścigu Paryż bał się wprost zapytać mieszkańców o zdanie.
W tej sytuacji coraz więcej zwolenników ma pomysł, by MKOl, właściciel olimpijskiego spektaklu, zarabiający na nim miliardy dolarów, poczuł się w większym stopniu odpowiedzialny za igrzyska, stał się także ich współorganizatorem. Dotychczas troska MKOl wyrażała się tym, że do miasta-gospodarza wysyłano kontrolerów, a olimpijski koncern na wszystkie niepokojące sygnały reagował identycznie – pokazywał palcem na organizatorów.