Przez kilkadziesiąt kolejnych minut finał stał na słabym poziomie. Lech, mający lepszych piłkarzy i więcej atutów w każdej formacji, w przeciwieństwie do Arki rozegrał najsłabszy mecz w sezonie. Drugim bohaterem mógł zostać Radosław Majewski, ale w 90. minucie fatalnie przestrzelił. Z pozornej przewagi ponaniaków nic nie wynikało. Arka nie musiała się kurczowo bronić, liczyła na kontry i się doczekała.
Prawdziwy finał zaczął się wraz z rozpoczęciem drugiej połowy dogrywki. Po jednej z nielicznych akcji bramkę głową strzelił niezawodny Rafał Siemaszko, ulubieniec gdyńskich kibiców, rezerwowy, który nigdy nie zawodzi. Poznaniacy nie zdążyli wrócić do równowagi, kiedy inny rezerwowy Luka Zarandia przeprowadził rajd przez pół boiska. Nikt go nie zdołał zatrzymać, Łukasz Trałka chciał go sfaulować i też nie zdążył. 21-letni Gruzin strzelił bramkę, która przejdzie do historii Arki.
Do końca pozostawało jeszcze ponad dziesięć minut, a Lech stanął. Jego kibice, którzy zwłaszcza w takiej sytuacji powinni pomóc zawodnikom milczeli. Byli aktywni kiedy licytowali się w arkowcami w obrażaniu innych klubów. Trałka wbił wprawdzie gola na 1:2, ale na wyrównanie nie starczyło już czasu. Lech chyba za bardzo był przekonany, że wygra bez problemów. W marcu pokonał Arkę w Gdyni 4:1.
Zwycięstwo Arki to też zasługa zwolnionego niedawno trenera Grzegorza Nicińskiego, który doprowadził ją do finału. Jego następca Leszek Ojrzyński zachował się jak na dżentelmena katolika przystało i obiecał, że odda swój medal Nicińskiemu.
Wygrana zespołu z Gdyni to także wspomnienia. 38 lat temu Arka wygrała w finale tych rozgrywek z Wisłą Kraków 2:1. Klub zaprosił zwycięzców z roku 1979 na finał w stolicy. Wśród ówczesnych triumfatorów był Adam Musiał. Jego syna, Tomasza nie było jeszcze na świecie. Dziś prowadził finał jako sędzia główny.