"Rzeczpospolita": Co panią podkusiło, żeby stanąć na czele Polskiego Związku Pływackiego?
Zarządzanie i wspinanie się w strukturach międzynarodowych zawsze traktowałam jako cel długofalowy. Te ambicje wsparły głosy ze środowiska, które już przed rokiem zwróciło się do mnie z apelem o udział w wyborach. Mówili: „Spróbuj, masz doświadczenie, wspaniale rozwijasz swoje projekty i pokazujesz, że można". Byłam świeżo po urodzeniu dziecka i powiedziałam, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę. Przesunięcie igrzysk, a w konsekwencji wyborów, zmieniło sytuację. Uznałam, że nadszedł właściwy czas. Jestem jeszcze młoda, prężna i mam w sobie energię do działania.
Liczyła pani szable przed wyborami?
Nie, ale byli tacy, którzy liczyli. Miałam określone poparcie i wiedziałam, że podobnie wygląda sytuacja innych kandydatów. Środowisko jest podzielone, więc każdy miał swój elektorat. Były też jednak osoby niezdecydowane, więc gra trwała cały czas. Nie spodziewałam się, że wygram. Jako sportowiec wiedziałam, że nigdy nie można być pewnym zwycięstwa przed startem. Zawsze walczę jednak do końca. Powiedziałam „a" i choć pojawiały się chwile zwątpienia, to jestem osobą, która musi dodać: „b". Taki mam charakter.
Czytaj więcej
Iga Świątek pomoże w leczeniu osób z problemami psychicznymi. To ciężar, z którym muszą sobie radzić także gwiazdy sportu.